PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=541045}

Szefowie wrogowie

Horrible Bosses
2011
6,5 130 tys. ocen
6,5 10 1 130384
6,0 45 krytyków
Szefowie wrogowie
powrót do forum filmu Szefowie wrogowie

Wiele osób pytało mnie, czy warto udać się do kina na „Horrible Bosses”, którzy w naszym kraju wyszli pod jakże uroczym tytułem „Szefowie Wrogowie”. Do tej pory nie byłem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, jako że – jak to bywa w życiu studenta – kasa na drzewach nie rośnie, a praca w McDonaldzie/masarni/krematorium nie wchodzi w rachubę (wolę pograć na konsoli w Kredo Asasyna, a co!). Teraz, będąc już po seansie, odpowiadam Wam moi mili – przeto jest to najzabawniejszy twór komediowy roku od czasu „Rango” i „Kac Vegas w Bangoku”, trzeba więc mieć nie po kolei w głowie, by tak po prostu odpuścić go sobie! Genialna obsada, TONY absurdalnie śmiesznego humoru - często znajdującego się na granicy dobrego smaku - oraz intrygująca historia powodują, że nawet największy ponurak wyjdzie z kina z rodziawioną mordką, ocierając łzy post-śmiechawkowe. Seth Gordon, twórca dwóch świetnych dokumentów „The King of Kong” i „Freakonomics” oraz sympatycznej komedii okołoświątecznej „Cztery Gwiazdki” tym razem zabrał się za obraz poświęcony korporacyjnej wojnie pomiędzy postrzelonym szefostwem, a jego wielce niezadowolonymi pracownikami. Cóż, akurat Gordon jak najbardziej ma odpowiednie kwalifikacje do podejmowania podobnych tematów, gdyż jest jednym z reżyserów szalenie popularnego w Ameryce serialu biurowego „The Office” (dodam od siebie, że „Biuro” działa jak narkotyk i uzależnia, tak więc strzeżcie się). Już same zwiastuny „Potwornych bossów” nastrajały pozytywnie i wywoływały na twarzy uśmieszek, więc pomyślcie co też może zdziałać pełnoprawny pokaz, trwający niemalże dwie godziny! Serio, jeśli chcecie iść na „Szefów” do kina, lepiej od razu zabierzcie się za brzuszki, bo bez odpowiedniego treningu już w połowie seansu będziecie wymęczeni niczym Jezus po pieszym przejściu Oceanu Spokojnego.


W NOSA BOSSA!
Nick, Dale i Kurt to kumple, którzy zdają się być wyjątkowo niepocieszeni warunkami w jakich przyszło im pracować. Nie chodzi jednak wcale o mordęgę w stylu dziecięcych fabryk potu, gdzie setki malutkich, chińskich rączek maluje zabawki do Kinder Niespodzianek, lecz o nieobliczalnych przełożonych, którzy z uporem maniaka starają się zaspokoić swoje sadystyczne rządze kosztem własnych pracowników. Wyróżniamy spośród nich trzy typy osobowości – dupka, który po śmierci ojca przejmuje firmę i nie dbając o jej losy skupia się głównie na zapychaniu nozdrzy energodajną kokainą; psychopatę, będącego największym chodzącym demotywatorem i egoistą jakiego kiedykolwiek nosiła matka Ziemia oraz nimfomankę, dla której nie istnieje coś takiego jak „molestowanie”, a jej potrzeb seksualnych nie ukoiłoby nawet całonocne randez-vous z pułkiem wojskowym. Kiedy zmiana pracy nie wchodzi w rachubę, a desperacja i irytacja sięgają zenitu, trzeba sięgnąć po radykalne środki. Trójka przyjaciół wpada więc na genialny pomysł, by wynająć hitmana (niestety nie Codename 47 :P). Płatny zabójca jest doprawdy rewelacyjną opcją, oczywiście pod warunkiem, że wiadomo, gdzie go szukać. Gumtree, allegro, ogłoszenia duszpasterskie – w Polsce byłoby to znacznie łatwiejsze, o Rosji już nie wspominając, ale ponieważ rzecz dzieje się w Stanach, jedyną pomocą, jaką udaje się chłopakom skombinować, jest profesjonalne, personalne… doradztwo ds. mokrej roboty. I wcale nie mówię o sikaniu na klatę. Nie dziś…


FUN-FARY
Jak już zdążyłem wcześniej napomnieć, film Setha Gordona pełen jest groteskowo-komicznych scen, które doprowadzały do wybuchów salw śmiechu wśród rozbawionych widzów. Nie pamiętam równie udanej komedii od czasu drugiego Kac Vegas, więc jeśli rajcuje Was tego rodzaju kino kumpelskie, nie musicie nawet zastanawiać się nad wycieczką do najbliższego multipleksu, bo poplute koszulki i zmoczone krocza macie jak w banku! Twórcy naśmiewają się tu z wszystkiego, nie stroniąc od tematów tabu, takich jak seks, czy narkotyki, ale w obecnych czasach usilne ugrzecznianie momentami lekko obscenicznych żartów byłoby dziwacznym zabiegiem godnym radykałów pokroju ks. Natanka. Jazda po bandzie, bez barier, bez cenzury – przepis na idealną komedyjkę wielokrotnie wypróbowywany sprawdza się i tutaj. Widać, że kręcąc obraz ekipa bawiła się równie dobrze, co odbiorcy podczas projekcji finalnego produktu (zostańcie chwilkę na napisach, bo kilka scen z planu to doskonały bonus dla łkającej ze śmiechu widowni). Serdecznie zapraszam na seans. Aha, tylko pamiętajcie o tych brzuszkach! Bez nich ani rusz!
-------------------------------------------------------------------------------- ----------------------------
+ śmiechu co niemiara, wyśmienita obsada, niezły scenariusz i twisty fabularne

- specyficzny humor nie każdemu może odpowiadać (ale jeśli czytasz Cinemacabrę, nic już Cię raczej nie zaskoczy)


Ocena: 9/10
======================
cinemacabra.blog.onet.pl