PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=541045}

Szefowie wrogowie

Horrible Bosses
2011
6,5 130 tys. ocen
6,5 10 1 130385
6,0 45 krytyków
Szefowie wrogowie
powrót do forum filmu Szefowie wrogowie

"Szefowie wrogowie" to świetny przykład komedii, która nie istniałaby gdyby nie postacie drugoplanowe. Jej
najmocniejszą stroną jest bowiem czwórka aktorów występujących w rolach trójki szefów oraz jednego konsultanta
do spraw morderstw, jak sam w pewnej chwili o sobie mówi. Każda z postaci jest niesamowicie przerysowana, ale
dzięki temu tak wyrazista i przyciągająca. Każdy z aktorów gra prześmiewczą dla siebie rolę, i są w tym tak świetni, że
z przyjemnością patrzy się na ich małe występy i mocno żałuje, że nie obejmują one całego filmu, bo poza nimi
produkcja ta nie ma niestety zbyt wiele do zaoferowania. Rewelacyjnie wypada ucharakteryzowany (prawie nie do
poznania) Colin Farrell, grający totalnego palanta, pragnącego jedynie wycisnąć z firmy swojego ojca jak najwięcej
forsy, co by szybko przeznaczyć je na dziewczyny i narkotyki. Fantastyczny jest Kevin Spacey jako szef wielkiej firmy,
który swoich garniturowych pracowników traktuje jak niewolników i wyżywa się na nich przy każdej nadarzającej się
okazji. I wreszcie rewelacyjnie wypada Jennifer Aniston, która rolą w tym filmie zrywa z obrazkiem grzecznej i ułożonej
dziewczyny, jaki przykleił się do niej przez lata, grając tu zdecydowaną szefową, molestującą swojego pracownika. W
kilku scenach pojawia się również Jamie Foxx, wcielając się w faceta, który pierwotnie ma trzem kumplom pomóc w
zabiciu ich szefów, ale z czasem jego rola w tym zadaniu okaże się być trochę inna.

Wielka szkoda, że ta czwórka pojawia się na ekranie tak rzadko, że twórcy nie poświęcili jej więcej czasu i widzimy ją
w tylko w dwóch, czy trzech scenach na krzyż. Jednak w każdym momencie gdy aktorzy pojawiają się na ekranie,
przyćmiewają trzech głównych bohaterów, którzy przy nich wypadają niesamowicie blado i nieciekawie. I to jest chyba
największy problem tej komedii - nijacy bohaterowie pierwszoplanowi, do których nijak nie sposób się przywiązać,
sympatyzować z nimi, a przez to średnio może zainteresować nas ciąg przygód, w które się wplątują. Co jeden to
gorszy, co jeden to bardziej denerwujący i nudny. Kurt (taki sobie Jason Sudeikis) to pies na kobiety, który z coraz
bardziej komplikujących się spraw tak naprawdę nic sobie nie robi, wdając się ciągle w nudnawe dyskusje z Dalem
(Charlie Day). Ten, to wiecznie gadający, potwornie irytujący asystent dentystki, który rozkręca się jeszcze bardziej
przez pewien biały proszek, przez który staje się hiperaktywny i jeszcze bardziej nie do zniesienia. Najnormalniejszy i
najbardziej spokojny z nich wszystkich jest Nick (Jason Bateman), pracownik wielkiej firmy, który przez cały czas myśli
najlogiczniej z całej trójki, choć i jemu zdarza się popełnić kilka oczywistych głupot. Najgorsze w nich jest jednak to, że
choć są to całkiem dorośli już faceci, mający na karku spokojnie ponad trzydziestkę, zachowują się jak banda
szczeniaków, nastolatków, co na ekranie wypada niezwykle dziwnie i nieprzekonująco.

Całe szczęście żarty w tej komedii są całkiem niezłe, o dziwo obyło się bez kloacznego humoru, durnych sytuacji, czy
przekraczania pewnych granic, co niestety nie wszystkim komediom się udaje. Jednakże, choć nie ma tu żenującego
poczucia humoru, to ogólnie rzecz biorąc komedia ta należy raczej do tych umiarkowanych, w których od czasu do
czasu zdarzy się coś zabawnego, co lekko nas rozśmieszy, ale do łez czy niekontrolowanych wybuchów śmiechu
niestety nas nie doprowadzi. Ot trochę śmiechu będzie, ale bez przesady. Niestety jednak jak na komedię, która nie
pragnie być niczym więcej, jak tylko zabawnym przedstawieniem, takie lekkie poczucie humoru, to trochę za mało.
Poza tym czegoś w tym filmie jednak brakuje. Niby pojawiają się znani aktorzy, niby historia ma jakiś sens,
scenariusz nie jest głupi, a poszczególne sceny mają całkiem spory potencjał, ale coś tu do końca nie zaskakuje, nie
iskrzy tak jak powinno. Na pewno wiele złego zrobił zwiastun (który to już raz, gdy promocja filmu tylko szkodzi, zamiast
pomagać), który nie tylko pokazuje najśmieszniejsze i najlepsze momenty z tej produkcji, ale co gorsza opowiada
praktycznie cały film, pokazując urywki scen, w kolejności w jakiej zobaczymy je w kinie. Przez to seans ogranicza się
tylko do przypominania sobie scen ze zwiastuna i łączenia je w dłuższy, pełniejszy ciąg. A to jest niestety przede
wszystkim nudne. Obejrzeć można, ale niekoniecznie.

6/10