Pełno wokół sędziów, którzy już wiedzą dla kogo jest ten film a dla kogo nie. Przyszli widzowie - nie dajcie się zniechęcić!
Jestem dowodem na to, że niektórzy na tym forum się mylą. Możecie mnie nazwać również "wyjątkiem potwierdzającym regułę", ale to tylko eufemizm na "osądziłem, pomyliłem się, ale obstaję przy swoim". Nie czytałem książki (być może przeczytam), a mimo to film uważam za świetny. Przyznaję się bez bicia - podchodziłem do filmu dwa razy. Za pierwszym razem potraktowałem go trochę z przymróżeniem oka, jakoś tak nie skupiałem się na nim szczególnie. Uznałem, że to będzie kolejny film szpiegowski z niby zawiłą fabułą, w którym cała akcja rozwiązuje się w jednym momencie pod koniec seansu. Błąd! W wyniku nieuważnego oglądania - w jakiejś 1/3 filmu już kompletnie nie wiedziałem kto jest kto i o co cho. Puściłem od nowa i dopiero tym razem po obejrzeniu filmu w samotności i skupieniu (bez chęci, przekonania i odrobiny skupienia nic z tego nie będzie) wszystko się poukładało.
Zaprzeczę też tym forumowiczom, co to wysuwają tezy jakoby nie był to film dla fanów Jamesa Bonda. Wyczuwam w tych tezach zamiar obrażenia fanów Bonda - że niby "za gópie lódzie som", żeby zrozumieć "Szpiega". Osobiście bardzo lubię filmy z Bondem, jednak naprawdę głupie wydają mi się same próby zestawiania ze sobą przygód 007 z filmami pokroju "Szpiega". To trochę jakby zachwycać się smakiem rzodkiewki i twierdzić, że to nie jest warzywo dla wielbicieli selera. To warzywo i to warzywo, ale porównanie trochę z dupy. Chyba rozumiecie o co mi chodzi. Zrozumienie "Szpiega" nie dowodzi ponadprzeciętnego intelektu, tak jak uwielbienie dla kina akcji jakim niewątpliwie są filmy o Bondzie nie czyni z nikogo debila.
Uh, ah wyłożyłem na blat co miałem do wyłożenia. A teraz film:
1) Naprawdę dobrze skomponowana muzyka, sprawnie wprowadza w klimat a potem pomaga go podtrzymać;
2) Bardzo podobała mi się estetyka całego filmu, rzeczywiście czuć w nim zimną wojnę - gdyby film nakręcono jakimś kiepskim sprzętem zamiast go sztucznie postarzać byłoby jeszcze lepiej... a może za bardzo się dopieprzam do nieistotnych szczegółów?;
3) Aktorstwo stoi na wysokim poziomie - mimika, wyrażane przez aktorów emocje jak i sam dobór aktorów (ze względu na charakterystyczną twarz) przekonały mnie; twarze aktorów może nieco zbyt dosłownie oddają charakter odgrywanych postaci - no wiecie: mały, upierdliwy Alleline - nieco hobbitowaty Toby Jones, zmęczony szef wydziału co już za dużo w życiu widział - pomarszczony John Hurt, przezwisko "Żołnierz" przypisane do Ciarána Hindsa o twarzy jakby wyciosanej z kamienia... albo znów dopieprzam się do szczegółów. Już nie będę - obięcuję.
4) No i oczywiście fabuła - tak jak wspomniałem, potrzebne są dobre chęci i skupienie i wtedy film z jednej strony zmusza do pomyślunku, a z drugiej daje przyjemność z oglądania i jest względnie bezproblemowy w odbiorze.
Polecam :)