Film warty zobaczenia tylko ze względu na dwie sceny.
1. Sowa
2. Mordersto Iryny.
Obydwie sceny totalnie oderwane konwecją od pozostałych przelewających się w nieskończoność ujęć. Oczywiście dwie wyróźnione sceny traktuję jako jeszcze jeden pomysł na urozmaicenie tego zlepku opowieści rożnej treści, ale przynajmniej nie pozwalają o sobie zapomnieć:)
Cały film jest fatalnie skręcony, przez co wszystkie wątki gubią się w czasoprzestrzeni.
Zabrakło kluczowych scen a montazysta spieprzył robotę, dlatego po ostatniej scenie mam wrażenie grubo straconego czasu.
Na nic klimaty lat 70 i starych mebli z odzysku. Film zmarnowany!
i 1/10 to twoim zdaniem właściwa ocena? choćby za te 2 sceny i scenografię mógłbyś dać ciut więcej.
Dwie sceny niestety nie sa na tyle wartościowe, żeby tarcić 2 godziny czasu, dlatego zdecydowanie odradzam oglądanie.
Ale 1 na 10?? Gra aktorska przeciez była bardzo dobra. Do tego świetne zdjęcia. Samo to to jakies 3 na 10. Chodzi o to aby byc obiektywnym a nie dawac jeden bo mi sie ogolnie nie podobalo. Film sklada sie z wielu elementow. 1 na 10 znaczy ze kazdy byl do bani. No chyba, że uwazasz ze wszystko do bani było (poza tymi twoimi dwiema scenami).
na początku piszesz, że film "warty zobaczenia tylko ze względu na dwie sceny". teraz twierdzisz, że wcale nie jest warty. zaprzeczasz sam sobie. nie każdemu musiał podobać się film, ale dawać 1/10 to naprawdę przesada. pomijając fabułę był tam szereg wartych docenienia elementów, takich jak zdjęcia, scenografia, kostiumy, muzyka, gra aktorska...
no chyba, że oglądasz film tylko ze względu na historię i nic poza nią cię nie interesuje. ale wtedy twoja ocena jest bezwartościowa. bardziej niż film, oczywiście w twoim przekonaniu.
Każdy ma swoja skalę oceny. Dla mnie film w którym historia nie trzyma się kupy i jest po prostu nużący, nie jest warty oglądania tylko ze względu na dobrą choreografię i poprawną grę aktorską. To za mało jak dla mnie.
Jeżeli analizujesz każde moje słowo to na początku rzeczywiście żle się wyraziłem.
Powinno być: W filmie warte obejrzenia są tylko dwie sceny! Natomiast jakbyś przeczytał całą moją wypowiedz to zrozumiałbyś że filmu nie polecam.
Z resztą nie pisałem tego posta po to żeby wywoływac dyskusję dlaczego dałem 1 / 10, bo jak wspomiałem tutaj kazdy ma inna skalę wartości.
twoja skala wartości jest wielce niesprawiedliwa i zaniża ostateczną ocenę filmu. dlatego się przyczepiłem. po Twoich filmach widzę, że mamy podobny gust, a pozostałe filmy oceniasz raczej normalnie. masz sporo dziesiątek, ale są też i 6, 7 czy 8. widzę natomiast tylko jedną jedynkę i mnie to fascynuje. no ale ok, każdy ma swoją "skalę wartości" więc nie ma sensu dyskutować. tylko dla mnie to głupie, bo skoro "szpieg" ma w Twojej ocenie 1/10 to ile wg Ciebie będzie miało durne kino klasy B albo nawet C z jakimś van damem czy innym tego typu. -5/10???
Krwawy sport z Van Damem bardzo lubię:) Na pewno dostanie u mnie 6 albo 7kę, chociaż muszę go obejrzeć jeszcze raz.
Niezależnie czy film jest klasy B czy C, musi spełniać oczekiwania oglądacza.
A te w duzej mierze zalezą od światopoglądu, znajomości kina i nastawienia. Dlatego nie przekonuję innych zeby wystawiali takie same oceny, tylko piszę dlaczego ja dałem 1/10.
Czy masz takie same oczekiwania co do filmu Szpieg jak do "Sum tak zwany olimpijczyk". Totalnie różny poziom a jednak "Suma" da się oglądać, Ma swój klimat i własną konwencję VHS. Ukatrupione Sowy "latają" się znacznie częściej:)
Pozdrawiam
"suma" lubię i rozumiem, że do każdego filmu podchodzi się inaczej. ale nie wierzę, że nie znasz filmów gorszych od "szpiega". a na to wskazuje Twoje 1/10.
Z tego wynika jednak jeden wniosek ze nie trafiam na słabe filmy. No ale kiedys trzeba było:)
Myślę że podobnie niestety może być, jak kiedys będę zmuszony do obejrzenia Bitwy Warszawskiej 1920.
PZDR
Zgadzam się, że scena kończąca się zabiciem Iryny robi ogromne wrażenie. Można powiedzieć, że tak wolne i nużące tempo filmu do jednego się przydało: Wzmocniło odbiór tej sceny. Wręcz ciężko się po niej otrząsnąć i wrócić do powolnego tempa filmu. Jeśli warto obejrzeć ten film, to dla tej sceny. Zostanie w pamięci na długo.
Dokładnie. Nie ma tego co by na dobre nie wyszło :D
Natomiast sowa była wyjęta jakby z Harrego Pottera. Po tych pięknych przedłużających się scenach z pieknie ucharakteryzowanymi aktorami to było jak katharsis:)
Haron: "Cały film jest fatalnie skręcony, przez co wszystkie wątki gubią się w czasoprzestrzeni."
Jeden trick reżyserski (nie wiem, czy był w książce) pozwala odróżnić teraźniejszość od retrospekcji: okulary Smileya. Przed rozpoczęciem śledztwa zrobił sobie badanie wzroku i kupił nowe okulary.
Rozróźniałem terazniejszosc od przeszłości, bez okularów Smileya. Po prostu jak dla mnie montazysta za bardzo chciał film skomplikować zeby film był bardziej ciekawy. Dla mnie wyszło na odwrót.
W kazdym razie dzięki za tą podpowiedz.
jakbyś przeczytał książkę to byś wiedział, że historia jest w niej opowiedziana w jeszcze bardziej pokręcony sposób. montażysta wręcz pomógł w zrozumieniu filmu. aczkolwiek jasne jest, że to dalej film skomplikowany, podobnie jak powieść. nie dla każdego.
Książki nie czytałem. Lubie skomplikowane zaskakujące scenariusze, nieoczekiwane zwroty akcje, retrospekcje i totalne zmiany konwencji, ale to wszystko ma się trzymać kupy!
Tam zabrakło kilka scen.
ps. Chcoiaż i tak w sumie byłoby nudno:)
uważnie oglądający widz nie powiedziałby, że "zabrakło kilku scen". wszystko tam jest logicznie ze sobą powiązane. chronologia niestety nie pozwala zrozumieć wszystkiego za pierwszym razem, ale jeśli komuś się film spodoba i obejrzy go raz jeszcze, wychwyci milion pińćset smaczków i wszystko będzie absolutnie jasne.
mi się film jako tako podobał, oceniam go na 8/10 za dobry pomysł, wspaniałe zdjęcia, scenografie, i takie drobne szczególiki jak np pszczoła w samochodzie, ale 1 punkt odejmuję za:
niezbyt przystępną formę (albo mogli trochę mniej zakręcać fabułę, albo zrobić dłuższy film zeby lepiej przedstawić historie bo przyznam że nie wszystkie szczegóły wyłapałem z filmu)
i kolejny 1 punkt odejmuję za muzykę która często nie pasowała mi niestety do pełnego napięcia ANGIELSKIEGO filmu szpiegowskiego w czasie zimnej wojny - wg mnie ten powolny amerykańsko brzmiący jazz nijak się miał do troche zagubionego anglika będącym pod wielką presją na głowie którego chwiały się losy niemal całego świata z powodu możliwej 3 wojny światowej :/
- wg mnie to główny element przez który film staje się często nierówny, czasem nudny i mało wyraźny w przekazie :/
i nie zgodzę się z opiniami wielu komentujących tutaj że Oldman tutaj się popisał aktorstwem. wg mnie on tutaj przez cały czas miał niemal tylko jedną minę. O wiele większe wrażenie zrobił na mnie Tom Hardy i Mark Strong
mam bardzo podobne odczucia i dałem identyczną ocenę. film jest dosyć mocno skomplkowany, ale to już wiedziałem przed seansem. natomiast muzyka też mi do końca dupy nie urwała. w kilku miejscach zwyczajnie mi nie pasowała dana melodia. ale nie zawsze. no i oldman, zagrał świetnie, ale ma w swoim dorobku lepsze role. perełką aktorską był dla mnie koleś grający petera.