Doprawdy pojęcia nie mam, jaką logiką kierują się niektórzy ludzie w wyborzy seansów. Dzisiaj popołudniu wylądowałem na długo oczekiwanym "Szpiegu", na dobry początek pokaz został opóźniony o przynajmniej kwadrans, ale nic to. Po chwili zauważyłem, że pewnej uroczej parce zaczynają przeszkadzać trailery i podwyższają ton rozmowy.
Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, iż wraz z początkiem filmów nic się w tej materii nie poprawiło, a wtórować zaczał im duet niezwykle rozgarniętych oraz ideowych panienek, które nie miały już żadnych oporów... W dodatku wyglądało na to, że wymienieni ludzie byli średnio przekonani co do tytułu i gatunku filmu, na którym się znaleźli. Po 20 minutach wyczerpałem wszelkie opcje, więc udałem się do kierownika, objaśniłem sytuację i poprosiłem o zwrot pieniędzy. Rezolutny jegomość udał się ze mną na salę, by po minucie słuchania stwierdzić, że nic się nie dzieje i nie ma do tego podstaw. Oklapłem na siedzenie w jednym z pierwszych rzędów (rezygnując z doskonałej lokacji), by po 3-4 minutach niosące się po całej sali rozmowy wróciły, a do peletonu dołączyły jeszcze inne dwie kobiety, które podarować nie mogły sobie ciągłego śmiechu. Po kilku chwilach zdołałem się w końcu wciągnąć i przynajmniej drugą połowę filmu obejrzałem w przyzwoitych warunkach, ale nie mogłem nie zauważyć, że wszyscy ci ludzie po kolei opuszczali salę przed końcem filmu, aż zostało na niej kilku kinomanów.
Nie każdemu musi odpowiadać tempo i nastrój towarzyszące "Szpiegowi", pojmuję, że wiele osób poszukuje w kinie tylko rozrywki, że zaszczyca swoją obecnością multipleks w grudniowe popołudnie w nieco innym celu niż choćby ja i cóż, ich sprawa, ale do ciężkiej cholery, w jakim celu wydawać odrobinę kasy po to, by w ogóle nie udawać zainteresowania tym, co dzieje się na ekranie, marnować swój czas, rujnować seans innym widzom, zamiast pokonwersować w tuzinach innych miejsc do tego przeznaczonych i spędzić czas przyjemniej? Dzięki, hołoto. Zastanawiające, ilu spośród nich wejdzie zaraz na filmweb, by założyć tysięczny temat spod szyldu "Nuda nie wiem o co chodzi 1/10".
Film bardzo dobry, niesamowicie klimatyczny, pierwszorzędny pod względem zdjęć i scenografii, jeden z najlepszych tegorocznych pod względem zespołu aktorskiego.
Cenię sobie także non-linearną narrację. Szkoda tylko, że wkrótce przez wyżej wymienionych będę musiał sporą część powtórnie obejrzeć... Pretensjonalną tyradę uważam za zakończoną.
Pracuję w kinie (multipleks) i pierwsze słyszę o zasadzie "musisz być 15 minut wcześniej" u nas 15 min po rozpoczęciu trwają reklamy i o ile nie opóźni to sensów kolejnych to jak ktoś przyjdzie to wtedy też puszczamy bo wiadomo jak to rano jest. Co do niesfornych widzów to nawet nie mam co rysować konkretnych sytuacji bo oglądam prawie wszystko co wchodzi do kin (choć czasami jednak uda mi się obronić jak leci taki np wyjazd integracyjny czy inny...) i będąc na salach już na prawdę nie mam złudzeń co do zachować określonych klientów.
To nie jest pretensjonalna tyrada - doskonale Cie rozumiem i całkowicie się z Tobą zgadzam - też boli mnie zdebilnienie społeczne ale cóż począć? Cieszy mnie że uchowali się gdzieś mimo wszystko prawdziwi fani kina : )
Łącze się w bólu i załączam wyrazy szacunku. : )
a ja radze omijac kino Atlantic w Warszawie, sala nie klimatyzowana, naglosnienie srednie, fotele wiele mniej wygodne niz w multipleksach oraz co najgorsze nie ma sie wlasnych oparc na rece, jest tylko jedno na dwie osoby, zdecydowanie nie polecam !!
Byłem na tym filmie w multipleksie, pełna sala, może z 5 wolnych miejsc. Zero rozmów, zero wychodzenia - ani jedna osoba. Pojedyncze odgłosy chrupnięć. Wstrzymałbym się zatem z dyskredytowaniem ogólnikowym.
A sam film był nieco przynudny. I nie, nie oczekiwałem wybuchów i agenta 008. Oczekiwałem właśnie mrocznego filmu szpiegowskiego, ale uważam, że nieco za bardzo zakręcili w paru miejscach i nie czułem jakiegoś napięcia, nie wyczekiwałem rezultatu ważnych chwil. Oczekiwałem może bardziej klimatu Se7en, gdzie pomijając krótkie momenty też nie ma szaleńczych pościgów i strzelaniny, a jednak cały film trzyma w nieziemskim napięciu, cały czas czekamy na rozwiązanie kolejnych zagadek.
Aktorstwo świetne, klimat dobry, plastyka obrazu miodna, wystawiłem za to 7, ale jakoś specjalnie nie będę innych zachęcał do seansu.
Nie rozumiem, dlaczego niektórzy muszą się dowartościowywać nazywając innych bydłem tylko dlatego że jedzą sobie popcorn ? Przypominam, że o ile gadanie, przeszkadzanie czy zasłanianie nie jest przyjęte, ale jedzenie jest dozwolone - to nie teatr...
Jeszcze nie słyszałam mlaszczących, siorbiących czy szeleszczących ludzi, bo wcina się na filmach dla mas zazwyczaj a te są zazwyczaj pełne efektów specjalnych czy głośne...
A gdzie nazwałam takie osoby bydłem, bo jakoś nie przypominam sobie?
Kiedyś przeczytałam tutaj na fw, że chłopak z szacunku dla tych, który przyszli na film, a nie na wyżerkę, przesypywał sobie popcorn czy chipsy, czy co tam w tych kinowych, pięciogwiazdkowych restauracjach mają, do małej reklamówki, żeby aż tak nie szeleściło. Można? Można. A nie zaraz z oburzeniem wyskakiwać bo ktoś Ci uwagę zwróci. Jeśli myślisz, że wcina się zazwyczaj na filmach komercyjnych to zazwyczaj jesteś w błędzie zazwyczaj.
Ludzie, dziewczyno - myślże.
Uczciwiej by było, gdyby były sensy z jedzeniem i bez. Nie sobie ludzie na "szybkich i wściekłych" mlaskają w najlepsze, ale oglądanie filmów jak "Imię róży", "Solaris" Sodenberga czy właśnie "Szpiega" z mlaskaczem na sąsiednim fotelu to, dla mnie, jakaś pomyłka. Nikt tego jednak pewnie nie zrobi kierując się zyskiem, choć może jakby rozreklamować takie sensy wśród ludzi ceniących atmosferę na seansie, to było by to z zyskiem zarówno dla widowni antymlaskającej, jak i dla samych kin.
Niekoniecznie. Można jeść w cywilizowany sposób nie przeszkadzając innym. Jak ktoś na co dzień je jak świnia to tak samo będzie w kinie i na takiego rady nie ma - kwestia wychowania.
No ale to bardzo istotna kwestia. Rodzicami zostają ludzie przypadkowi, taka natura biologii, więc wychowanie lub nie, również pozostaje kwestią przypadku :-/. Może już się trochę zestarzałem, ale szkoda mi sił na "kopanie się" z tym "koniem". Za "konia" uznają oczywiście wszechobecne hedonizm i samowolę, mylnie nazywane wolnością.
Kiedyś było takie powiedzonko "człowiek za wsi wyjdzie, ale wieś z człowieka nigdy". Macie rację, ale ... to niestety nic nie zmieni. :-/
Nie zmieni, ale czasem warto próbować, ewentualnie zgłosić to do kierownika. Jeżeli nikt nie będzie takim zwracał uwagi to ich zachowanie będzie się pogarszało.
Całkowicie się zgadzam z wprowadzającym tu temat.
Jednakże ja już dawno zrezygnowałem z Multipleksów z racji "bydła" które do niego chodzi. Najczęściej jednak wybierają nieco bardziej ambitne filmy "pod publiczkę" kompletnie nie rozumiejąc przekazu. I stąd się biorą głupie śmiechy, komentarze a zero skupienia.
Bo jak kretyn reaguje gdy czegoś nie rozumie? Zaczyna się głupio uśmiechać i odwracać uwagę.
Dlatego wybieram zwykle takie kina jak Femina, Luna, Kinoteka czy ewentualnie Atlantic do którego jednak "barany" nie łażą.
Cóż... mimo wszystko i tak stwierdzam, że kultura oglądania filmów w kinie jest u nas na niskim poziomie.
A jeszcze jedno co mnie denerwuje, to fakt. Że ludzie kupują masę rzeczy do jedzenia podczas seansu.
Na litość boską, czy tak trudno te 2h czy nawet 3h w przypadku długich produkcji jak np. King Kong czy Władca Pierścieni, wytrzymać bez chipsów, popcornu i innych śmierdzących i szeleszczących na sali rzeczy?
Czy nie wystarczy po prostu coś do picia na czas seansu i już? I zamiast skupiać uwagę na filmie, rozkoszować się obrazem i dźwiękiem za który się płaci, podziwiać efekt pracy na który bądź co bądź czekaliśmy, bo zakładam, że idąc na jakiś film raczej się jego oczekiwało niż trafiło się na nim zupełnie przypadkiem, to ludzie żrą co popadnie, szeleszczą etc.
No ale na szczęście, tak jak mówiłem. W takich kinach które wymieniłem, takie zjawiska są na szczęście znikome.
Jednak boję się samej myśli co to będzie, gdy za rok pójdę na ukochaną produkcję na którą czekam wiele lat, czyli Hobbita.
Pełna sala (nie zabraknie też kretynów), pełno żarcia, pełno komentarzy, śmiechy etc. etc. A jednak film w takiej technologii 3D jaką nam Hobbit zgotuje wolalłbym zobaczyć w Imax no ale mam nadzieję, że będzie jakieś kino oferowało seans dla fanów Twórczości Tolkiena... wtedy na pewno na taki seans się wybiorę bo wiem, że ludzie tam siedzący oglądać będą to w skupieniu.
To jest częsty problem. Dystrybutorom chodzi o to, aby najwięcej ludzi przylazło na film, więc często dobre kino reklamuje się jako popularne, lekko-strawne. Efekt jest taki, że na sensach dla raczej bardziej złożonych odbiorców, pojawiają tłumy ludzi nie potrafiących obsłużyć mentalnie dialogów dłuższych niż 4 wypowiedzi, męcząc tym siebie i tych, którzy przyszli obejrzeć właśnie taki trudniejszy film. Jedyne co mogę poradzić, to unikanie terminów popularnych (wieczory przed dniami wolnymi) niewiele po premierze.
krakowskie multikino, poniedziałek, 22:00, praktycznie cała sala dla Ciebie, tyle, że siedzenia niezbyt wygodne
a ja bylem w atlanticu, sobota wieczor, sala full i bydla nie bylo, choc 3/4 osob z naczosami i popcornem, az sie glodny zrobilem. I nikt nie wyszedl przed koncem !!
Najlepiej chodzic w tygodniu ze dwa tygodnie po premierze, wtedy bydlo juz sie odsiewa a sale puste
Ja proponuje chodzić do kin studyjnych :D Choć technika nie ta, ale bilety połowę tańsze, świetna atmosfera spokój bo chodzą prawdziwi wielbiciele kinematografii :D A i filmy puszczają nowe, u mnie w kinie Patria (Ruda Śląska) właśnie jest "Szpieg" w repertuarze, więc jak ktoś mieszka niedaleko to zapraszam :) Bardzo żałuję wejścia multipleksów do Polski, kiedyś wyjście do kina z całą rodziną to było coś niesamowitego. AAhhh jak bym chciała, żeby wróciły lata 90-te :D
Ja też miałem pecha,za mną trójka małolatów non stop nawijała.W końcu zwróciłem im uwagę,żeby sobie poszli lub się uciszyli bo pogadam sobie z nimi po seansie.Poskutkowało i mogłem w spokoju dooglądać do końca.
Ja bym zwrócił uwagę na zupełnie inną rzecz. O ile podczas dzisiejszego oglądania Szpiega w multipleksie nie dochodziło do żadnych dziwnych sytuacji, choć rzeczywiście jedna albo dwie osoby wyszły z seansu przed jego zakończeniem, to długość reklam i trailerów jest przytłaczająca. Byłem zdziwiony, gdy w CC kiedyś film rozpoczął się dopiero po 16 minutach od planowanej godziny rozpoczęcia, to MK dzisiaj nastąpiło to po równo 20 minutach.
A sam film dobrze nakręcony, ze świetną grą Gary Oldmana, ale trochę zabrakło napięcia.
dlatego wolę seanse przed południem
a co do filmu to przyznam się, że mi się ziewnęło raz czy dwa, ale to nie dlatego że film był nudny... chociaż - styl prowadzenia kamery, wprowadzania kolejnych wątków był bardzo, ekhm, powolny
nie mam nic przeciwko temu, o ile na drugiej szali mamy genialne aktorstwo, a tego tutaj mi trochę zabrakło - Oldman nie zachwycił, a Firth chyba na stare lata zdał sobie sprawę, że zagrał o jednego geja za dużo, przez co jego próby bycia samcem alfa i podrywaczem wyglądają komicznie... no i zupełnie zawiodłam się na Hardym - czytałam i oglądałam kilka wypowiedzi, jak to ten młodziak zdolny i że w tym filmie pokazał klasę, no ale chyba ja i recenzenci oglądaliśmy inne filmy...
to co w tym filmie najbardziej mi się podobało to zdjęcia i pieczołowicie odwzorowane lata 60te - no po prostu wizualny orgazm za orgazmem, te stroje, samochody, tapety, oprawki do okularów! cuda
Doskonale czuję, o co Ci chodzi. Byłam na "Szpiegu" dwa razy w dwóch multipleksach (choć jednej sieci) i za każdym razem było IDENTYCZNIE - po 10 minutach filmu część się pogubiła i zaczęła nadrabiać rozmową, śmieszkami, na pierwszym seansie wyszły 2 parki, na drugim 3 :) Zacytuję jedną panią z rzędu za mną "A dlaczego to w ogóle jest CYRK?". Kumpel ich uciszył i trzeba przyznać, powściągnęli swoją gadatliwość. Po drugim seansie pofatygowałam się do gablotek, w którym prezentowane są w hallu kina obecnie grane filmy, żeby tylko potwierdzić moje przeczucie. Wisiał tam sobie plakat "Szpiega" z twarzą Colina Firtha (aha, ten co był królem i ten, co się Bridżet Dżołns w nim kochała!), a pod nim krótki, pociągający opis - kilka najpikatniejszychch zdań z oficjalnego opisu filmu - "George Smiley – agent mający dostęp do najpilniej strzeżonych tajemnic wywiadu, tocząc walkę z czasem rozpocznie śledztwo, które ujawni największy skandal w historii MI6. Poznaj szpiegowski alfabet i dekalog, który może ocalić życie". Uderzająca większość widzów, która, powiedzmy sobie otwarcie, wcale nie idzie do kina by dostąpić tam mentalnego katharsis, wyłowi z tego tylko hasła: "agent, "pilnie strzeżone tajemnice", "walka z czasem", "śledztwo" i "ocalić życie". Trudno się dziwić, że spodziewając się "Mission Impossible", przeżyli oni potem rozczarowanie. Ja również przeżywam (i każdemu tu obecnemu też się zdarza) rozczarowania, można ująć lustrzane odbicie tamtych rozczarowań, kiedy wiedziona nadziejami rozbudzonymi przez liczne recenzje filmu, np. "Drive", zdaję sobie spawę, że jest on tworem miałkim, miast ambitnym. Tyle, że ja z tego powodu nie uprzykrzam seansu innym, którym film się podoba, i to tutaj leży problem. Jak dla mnie może rozczarować się całe kino, byleby mi tego rozczarowania dramatycznie nie obwieszczało (bo jaki sens jest w wysiedzeniu opłaconych 2 godzin i odhaczeniu ich tylko dlatego, żeby nie mieć poczucia straty pieniędzy?) i bylebym ja mogła w spokoju obejrzeć, bo za to płacę - ZA OGLĄDANIE FILMU właśnie. Czy to multipleks, czy studyjne kino, czy kino letnie, samochodowe, czy seans domowy z projektora na ścianie - wszyscy powinni wziąć pod uwagę nie tylko swoje pieniądze i swój czas zanim zabiorą się za nadrabianie czymś tego, że sami się pomylili.
Dobra, ja powiem tak!
płyta DVD (bo Bluray za drogi), odtwarzacz DVD (bo odtwarzacz Bluray jeszcze droższy), wygodny fotel, telewizor 32, 40 tudzież 46 calowy (tylko nie marki Daewoo bo się wali w 2 lata, matryca rusza się jak dżdżownica w mule), kina możemy sobie odpuścić (chyba że jedziemy na maksa, osobiście wystarczy mi to co jest pod, na, bądź z boku telewizora).
Tyle
A nie tłamsić sie i wysłuchiwać pieprzenia "sąsiadów"
Co do filmu jeszcze nie obejrzałem, ale się zainteresowałem dlatego wkrótce nadrobię zaległości!
FINITO