Pomijając wszelkie zauważone (i nie zauważone z powodu motoryzacyjnego ignoranctwa) przeze mnie absurdy (zupełnie niepotrzebny drift na ulicy, powodujący wytracenie prędkości) film mi się podobał. Z założenia potraktowałem go jako coś odrębnego, tylko luźno związanego z pozostałymi filmami z serii. I nie zawiodłem się. Trzymał w napięciu, charakterystyka postaci była na tyle wyrazista, że nie trzeba było się zastanawiać komu kibicować. D.K. (Brian Tee) miał tak wredną gębę, że na sam widok widz chciał go posłać do wszystkich diabłów. Na tym polega konwencja komercyjnego kina akcji. Dlatego moim zdaniem film zasługuje na ”mocną siódemkę”.
7/10