Nigdy nie przepadałam za F&F, ale chłopak mnie namówił, żeby odświeżyć całą serię przed pójściem do kina. Choć tematyka wyścigów zaciekawiła mnie na początku to jednak dobre posunięcie, by od tego odejść. Temat stał się nudny, bo ile razy można oglądać kolesi (i czasem jakieś kobiety) ścigających się po ulicach? Część w Tokio była dla mnie najsłabsza, zarówno przez fabułę jak i głównego bohatera, który ścigał się tylko dla szybkości. Jak można się ścigać i nie wiedzieć co to drift? Trzeba specjalnie pojechać do Tokio i się przekonać. Facet zbyt narwany i tyle, więc pewnie dlatego jego postać więcej się nie pojawiła. Co do reszty. Każda część jest o typowym schemacie: łączymy siły ze wspólnym wrogiem, żeby pokonać nowego. Jak nie FBI to napakowany Hobbs, który potrafi swoimi mułami rozwalić gips na ręce (albo miał za ciasny albo wyjątkowo cienka warstwa), to z kolei były gangster i tak w kółko. Jedynie poboczne wątki ciekawią plus sceny z samochodami zapierające dech, choć również one nie są pozbawione logiki (scena, kiedy Dominic łapie Letty w powietrzu po wyskoczeniu z samochodu przed czołgiem... Kogoś mega poniosło). Usmiercenie postaci Deckarda Shawa było jak dla mnie błędem. Wprowadzili wątek jego przeszłości, pojawiającej się sympatii z napakowanym gliną (swoją drogą ich docinki były świetne) i koniec, niech Dominic go zastrzeli, bo tak.
Najlepsza postać całej serii? Mam dwa typy - Dominic i Deckard Shaw.
Najbardziej lubiana przeze mnie postać - Han (żałuję, że go uśmiercili).
Najsłabsza postać i jednocześnie najmniej lubiana - Boswell.
Najmniej potrzebna - Gisele, taka zapchajdziura jak dla mnie, żeby Hanowi nie było smutno.
Podsumowując całą serię oceniam na 7/10. Całość piszę przed obejrzeniem 9 jakby co.