Trzy powody, dla których warto (trzeba) zobaczyć "Tokyo Zombie":
- Sakichi Sato - człowiek ten napisał scenariusze do dwóch z najlepszych dzieł Takashiego Miike - "Ichi the Killer" i "Gozu",
- Sho Aikawa - jeden z ulubionych aktorów Miike i jeden z moich ulubionych spośród jego ulubionych;) ma na swoim koncie udziały w takich perełkach jak "Rainy Dog", "Ley Lines", "Gozu" czy trylogia "Dead or Alive";
- Tadanobu Asano - wiadomo.
Kapitalny pastisz filmów o zombiakach i jednocześnie chyba najlepszy film z zombiakami jaki widziałem. Cóż z połaczenia złych dusz, radioaktywnych odpadków i wszelkich możliwych śmieci oraz zwłok ludzkich mogło powstać, jeśli nie mięsożercze żywe trupy?
Sporo rozbrajającego humoru, głównie czarnego, chwilami wręcz makabrycznego. Kapitalna muzyka kojarząca się automatycznie z tym co można było usłyszeć w "Ichi" i "Gozu", choć częściej nadająca ironiczny ton. Świetni aktorzy w pierwszym planie (a w drugim m.in. kolejny z ulubieńców Miike - Harumi Sone). Jest to ekranizacja mangi, co jest bardzo widoczne, Sato zadbał o wielką komiksowość swojego dzieła (mamy nawet fragment będący anime). Oczywiście mamy tu do czynienia z kinem rozrywkowym, ale nie dość, że jest to rozrywka najwyższych lotów (moim zdaniem skromnym), to i treści nie brakuje zdecydowanie. Gloryfikacja męskiej przyjaźni oraz wartości rodzinnych, sportowa miłość (do sztuki walki znaczy się, dokładniej: jujitsu), krytyka konsumpcyjnego stylu życia oraz żądnych emocjonujących widowisk mas, także krytyka wartości pieniądza (walka klas społecznych) i systemów autorytarnych.
Polecam, ale na pewno nie ludziom z kinem azjatyckim nie oswojonym. Chyba głównie dla tych co przyjemność sprawia im oglądanie rzeczy typu "Electric Dragon 80 000 V", "Survive Style 5+" czy (oczywiście?) dzieła Miistrza Miike. Palce lizać!