[SPOILER]
Travis umierając nie jest w stanie zaakceptować tego co zrobił i patrzeć na świat takim
jakim był, tylko widzi wyidealizowany obraz siebie samego i własnej krwawej krucjaty.
Według wytworów jego umysłu wszystko się ułożyło, Iris wróciła na właściwą drogę, a on
sam stał się bohaterem.
Zakończenie jest zatem bardziej wymowne i gorzkie niż mogą sądzić ci, którzy (o zgrozo)
interpretują je dosłownie - jako happy end.
Travis zginął.
Strzał w szyję też można przeżyć, ja uważam że Travis nie zginął a ostatnie sceny są pokazane kilka miesięcy w przód dlatego Travis miał już dłuższe włosy.
Nie zginął na pewno. Może został ułaskawiony tego nie wiadomo. Ale przesłanie jest proste. W parę minut zrobił więcej niż kłamliwi politycy oraz ich wyznawcy.
A mnie przykro, że "Taksówkarza" nie zrozumiałeś. Tym to dziwniejsze, że Scorsese nie stworzył jakiegoś lynchowskiego, trudnego do interpretacji filmu.
Przesłaniem wcale nie jest to, iż Travis "W parę minut zrobił więcej niż kłamliwi politycy oraz ich wyznawcy"
Scorsese chodziło o pokazanie człowieka oderwanego od rzeczywistości, wytworu wietnamskiej wojny,
jednostki nieprzystosowanej do norm społecznych i do właściwego funkcjonowania w społeczeństwie.
Walka Travisa nie jest czymś chwalebnym, wzniosłym - to desperacka próba uczynienia świata lepszym podjęta przez człowieka, który nie jest wstanie trzeźwo myśleć, zmienionego przez piekło wojny wietnamskiej.
Coś podobnego pokazał Cimino w "Łowcy Jeleni" - na przykładzie postaci granej przez Walkena.
PS. Travis zginął.
Podaj dowód, że zginął bo każdy interpretować może film jak mu się podoba. To co napisałeś nie ulega wątpliwości jakim człowiek był Travis, skąd się to wzięło i co było przesłankami jego działań. Film jest prosty do bólu tak jak piszesz i dobrze o tym wiem. Nadinterpretacji i teorii spiskowych jednak nie biorę pod uwagę . Travis przeżył. Pozdrawiam.
Nie przesadzaj już z tym,że film jest prosty do bólu.Jakby był taki prosty to byś go zrozumiał.Travis umiera na kanapie w burdelu w pokoju Iris a to co dzieje się potem to jego wyobrażenie i agonalne wizje.To nie są nadinterpretacje i teorie spiskowe obejrzyj film jeszcze raz.
Słuchaj. Równie dobrze mógłbym Tobie napisać "Obejrzyj film jeszcze raz", "Nie zrozumiałeś filmu", itp. puste slogany . Nie chcę jednak ograniczać się umysłowo. Reżyser pozostawia nie tylko w tym jedynym filmie otwarte zakończenie, które wymusza na odbiorcy kilka refleksji i konieczność interpretacji oraz domysłów. Na tym polega geniusz tego filmu i styl Scorsese. Nigdzie nie ma w filmie, że Travis przeżył lub umarł. Kwestia zakończenia jest otwarta dla każdego widza. Szanuje zdanie innych, ale mam swoje na temat tej kwestii. Pozdrawiam.
I rację mają Ci, którzy piszą że Travis przeżył jak i Ci twierdzący, że zginął, więc nie ma sensu się kłócić :P
Moim zdaniem jest tak: Travis przeżył, ale jego wizja tego, co się dzieje to fantazja.
Bzdury. Brak wzmianek o tym że zginął jest wzmianką o tym że nie zginął, skąd w ogóle takie przypuszczenie. Na takiej samej zasadzie można by stwierdzić że Don Vito też zginął w zamachu a dalsza część OC to jego wspomnienia i wizja przyszłości. Chyba że jednak masz rację ale jakoś do tej pory nie wytłumaczyłeś dlaczego jest tak jak Ty mówisz
Zginał jako Travis - jeśli chodzi o psychike jako człowiek przeżył. Jak ktoś twierdzi, że zginął całkowicie to pogratulować nadinterpretacji godnej interpretacjom wierszy przez panie polonistki z gimnazjów. Rozumiem, ze wzmianka na piśmie o tym, że przeżył to wytwór jego wyobraźni - wycinki z gazet. Blizna na szyi to także wyobrażenie. Na tej zasadzie to nawet i muminki zinterpretować można.
Też uważam że każdy ma swoją interpretację, ja osobiści uważam że poniekąd zginął w sensie psychologicznym natomiast fizycznie nie :) Coś w nim się odmieniło i dlatego uważam że stary bohater umarł a narodził się nowy.. I nie ma tam happy endu, po prostu sami musimy pomyśleć co wydarzyło się potem.
Ale to dość psychologiczy film, a on nie zrozumiał tej jego wartości.
P.S.
Travis nie zrobił więcej niż Ci politycy, tytlko popełnił morderstwo i wyrządził tej dziewczynie krzywdę psychiczną na całe życie.
Napisałeś że "Coś podobnego pokazał Cimino w "Łowcy Jeleni" - na przykładzie postaci granej przez Walkena.", napisz coś więcej na ten temat. Dość dawno oglądałem Łowcę, ale nie wiem jak on mógł próbować naprawić świat, przecież grał w rosyjską ruletkę, popadł tam w pewnego rodzaju uzależnienie, psychozę (bo nie wiem jak nazwać ciągłe świadome narażanie życia, tak jakby chciał w końcu zginąć). Chodzi Ci może o chęć spowodowania śmierci jak największej liczby tych żółtków?
Travis przeżył! Film zakończył się happy endem!
Tu masz listę wszystkich filmów w których umierał De Niro, nie widnieje tam Taksówkarz.
http://www.stopklatka.pl/wydarzenia/wydarzenie.asp?wi=72641
To, czy przeżył czy nie, nie ma znaczenia. (Wg mnie miał duże szanse na przeżycie, z tego co pamiętam, to dostał tylko jedną kulkę w ramię, a pewnie nie czekali długo na pomoc).
Najważniejsze jest to, że ostatnia scena nie jest prawdziwa, jest wymysłem jego wyobraźni. Travis na pewno albo został posłany do psychiatryka, albo wpakowali go za kraty. Przecież to absurd, żeby wrócił do pracy po czymś takim, a ludzie zaczęli go szanować i się z nim liczyć, raczej wszyscy uciekaliby na jego widok. To właśnie wizja Travisa - w jego zamyśle pozbył się on zarazy, tego, co niszczy ludzkość, dzięki czemu miałby być bohaterem. Ale zabójca to zabójca - mógłby zabić dwustu pedofilów naraz, a i tak świat oglądałby zza krat.
Nad interpretujesz. De Niro umierał 15 w filmach i to jest potwierdzony fakt, który znajdziesz w każdym jednym żądle.
Te źródła widocznie są za mało ogarnięte, by dojść do wniosku, że to jednak ten z ambitniejszych filmów. Dobre kino to takie, w którym występuje mnogość interpretacji. Jeśli ty widzisz tylko to co dosłowne, to widocznie nie chcesz dostrzec tego co ukryte. I oto właśnie chodzi - niby tak, a jednak zupełnie inaczej. Pamiętaj, że gimby się nabierają.
to sprawdź sobie w którymkolwiek innym źródle w ilu filmach De Niro umierał.
''Dobre kino to takie, w którym występuje mnogość interpretacji.''
- akurat, mnogość interpretacji na pewno nie doświadczymy w Taksówkarzu, Scoresese to nie Lynch aby w ten sposób igrać z widzem.
Popieram. A Ci co nie wierzą niech spojrzą, że gdy Travis zabijał tych ludzi był łysy, z kawałkiem włosów na środku głowy, a gdy niby "wszystko się ułożyło" miał włosy na całej głowie jak na początku filmu.
No chyba wyraźnie jest powiedziane, że był w śpiączce farmakologicznej, nie? Poza tym takie włosy to mi rosną gdzieś półtora miesiąca, więc to nie jest jakiś długi okres. Nikt nie powiedział, że te wydarzenia z końcówki filmu były tylko kilka dni po strzelaninie.
Twój komentarz jest bez sensu, końcówka jest wyobrażeniem. Dlatego że wydarzenia w niej zawarte nie mogłyby być po strzelaninie jakiej dokonał De Niro bo nie zgadza się liczba dni do wyborów w momencie toczenia się akcji filmu.
dlatego ja uważam, że ta cała rozpierducha i przemiana Travisa w psychola działa się wyłącznie w jego głowie i na końcu jest tego potwierdzenie- jest taki sam jak na początku filmu.
Rzeczywiście mam problem z pełnym zrozumieniem interpretacji osób, które sądzą, że film zwieńczony jest "happy endem", aczkolwiek jestem w stanie to zaakceptować. Uważam, że zakończenie Taksówkarza można różnie odbierać i to od indywidualnego widza zależy, w jaki sposób konkretnie.
Jednak nie do końca jest dla mnie jasne dlaczego podbijasz twój temat do góry. Czy chcesz po prostu wyraźnie zaznaczyć swoje zdanie w tej sprawie i to, jak ty interpretujesz zakończenie, czy może pragniesz wytłumaczyć osobom, że ich założenie o takim, a nie innym rozwoju wydarzeń po strzelaninie, wynika z ich błędnego rozumowania?
W każdym bądź razie na pewno miało dojść do jakiejś dyskusji, dlatego postaram się takową rozpocząć pytaniem chyba najważniejszym.
Skąd pewność, że Travis naprawdę zginął?
Zacznę może od końca i odpowiem na Twoje pytanie: Travis najprawdopodobniej zginął, ale nie to tutaj jest najważniejsze. Bardziej istotne jest mianowicie to, że ostatnie sceny nie przedstawiają przyszłości Travisa tylko jego jej wyobrażenia. Traktowanie zakończenia filmu dosłownie wypacza jego sens i dlatego postanowiłem założyć ten temat oraz regularnie go podbijać - by zachęcić niektóre osoby do dyskusji i być może także zmiany zdania na... bardziej rozsądne. ;)
Nie odwołam się do szczegółów, bo film już jakiś czas temu oglądałem, ale napiszę w ten sposób: Było dla mnie oczywiste, że Travis widzi to czego nigdy nie dokona, przyszłość, która nigdy nie nastąpi.
Zabił parę osób i co? Nie poszedł siedzieć, po ranach nie ma śladu i dostał list od rodziców Iris, której -jak się okazało- pomógł. No i jeszcze odkuł się w końcu Batsy....
Wszystko fajnie pięknie i wesoło poza może jednym: To nie mogło się zdarzyć.
Wysoko oceniasz "Mulholland Drive" i "Memento", filmy nieźle wykręcone i dlatego dziwi mnie trochę, że w przypadku znacznie prostszego w odbiorze "Taksówkarza" popełniasz taki błąd i bierzesz wszystko dosłownie.
No bo Scorsese to Lynch czy Nolan aby w ten sposób igrać z widzem. Gdyby to była wizja Travisa Martin dałby widzowi jasną wskazówkę, np.jakąś mgiełkę, czy coś podobnego... to że nie miał blizny, dostał list jak najbardziej mogło się zdarzyć. A z tym że nie poszedł siedzieć to trzeba sobie samemu dopowiedzieć i domyśleć się że został ułaskawiony...
Zdecydowanie zgadzam się z Mannym, o zgrozo :). Nie ma wystarczających przesłanek, które sugerowałyby na wizyjność tego epilogu.
Scorsese lubi zaburzać chronologię wydarzeń - nie byłby to jedyny raz, kiedy stosuje podobny środek wyrazu.
I nie zgodziłbym się z tym, że to zakończenie to happy end. Travis to świr na wolności, jego urojenia zostały dodatkowo wzmocnione przez status bohatera, jakim obdarzyły go brukowce. Jest bardziej niebezpieczny niż kiedykolwiek :).
Bo to niedorzeczne, żeby uczestnika stzelaniny w podejrzanej dzielnicy uczynić bohaterem, zwłaszcza, że był trochę dziwny. Po to film jest realistyczny a końcówka bajkowa, by oddać jej symbolikę. Travis osiągnął cel częściowo - zabił gnojków, ale samemu nie udało mu się przeżyć. Bo list dostałby do więzienia. Od kiedy zabójcę alfonsa się ułaskawia i czyni bohaterem, jeśli nie było to w obronie własnej, bezośrednio w obronie kobiety przed gwałtem itp. On załatwił porachunki. Każdy bandyta zabijający bandytę ma być bohaterem? Co miało w oczach osób postronnych usprawiedliwiać travisa, który chciał zabijać i gotował się na śmierć, a może nawet planował samobójstwo, bo pisał w liście, że pewnie go już nie będzie, szykując zamach na polityka godził się z wielkim, niemal pewnym ryzykiem, że zostanie zabity lub schwytany. Poto ten kontrast - brutalna rzeczywistość - cukierkowe zakończenie. A betsy w taxi? Wizerunek Travisa- zboczeńca miało poprawić w jej oczach potrójne zabójstwo w burdelu? Iris pewnie przyłączyła się do komuny albo innego alfonsa, bo nie umiała już zyć inaczej, ale tu może się galopuję w ocenie. Tak czy inaczej gadałem ze scorsese. Mike spytał, czy uwierzyłbym w taki finał, takiego zajścia, z udziałem tych osób w takim miejscu, o czego, kogo realne pokazanie starał się w filmie, by końcówka tak odmienna miała zmienić oblicze miasta i świata, czy zabójstwo trzech drani coś zmieniło w reszcie szumowin? To nie batman ani zorro, potajemnie wyręczający plicję, to Travis, który chciał na siłę uszczęśliwić iris, mogło mu się udać, gdyby nie spartolił roboty i nie dał się postrzelić w szyję i ramię i zdążył przed wizytą policji, która nie pozwoliłaby okrzyknąć go bohaterem.
Tabloidy uczyniły z Travisa bohatera. Travis, leżąc w szpitalu nie mógł zostać oskarżony, co dało brukowcom czas na rozwianie ducha sensacji.
Tutaj możemy gdybać, ale mógł zostać ogłoszony niewinnym przez ławę przysięgłych lub prokurator mógł wycofać oskarżenie, nie chcąc walczyć z ludowym bohaterem.
Lol, nawet sam Palantine mógł się za nim wstawić, licząc na dodatkowe punkciki w wyborach :D.
Film nawiązuje do kina zemsty, popularnego w latach 70' - np. filmy z Charlsem Bronsonem - nawiązuje dialog z koncepcją bohatera działającego poza prawem.
Czyli jedyną Twoją podstawą tego, że Travis umarł jest niemożność udowodnienia tego, że przeżył, tak? :D To trochę śmieszne. No bo zobacz - elfy istnieją. Na jakiej podstawie twierdzisz, że nie istnieją? Bo nikt ich nie widział? To jeszcze nie dowód.
A jednak.
Nie. Jak już wyżej pisałem nie to jest ważne czy Travis rzeczywiście zmarł czy też siedział tam w tej swojej taksówce i nerwowo spoglądał w lusterko. Zadać sobie należy inne pytanie: Które zakończenie czyni opowieść pełniejszą, bardziej prawdopodobną i mającą większy sens.
A przykład z elfami może również być zastosowany w drugą stronę: jedyną podstawą tego, że Travis przeżył jest niemożność udowodnienia tego, że umarł...
Poza tym jest jeszcze coś takiego jak prawdopodobieństwo - weźmy taki oklepany motyw jak Czajniczek Russella: krąży sobie takie coś ponoć po orbicie wokół Słońca, ale jest zbyt małe, by można było wyłapać go teleskopem i tym samym udowodnić jego istnienie. Czy zatem oznacza to, że czajniczek istnieje? No właśnie.. :-)
No właśnie o tym mówię - niemożność udowodnienia nieistnienia czegoś nie powinna być podstawą do gadania, że coś istnieje.
"Zadać sobie należy inne pytanie: Które zakończenie czyni opowieść pełniejszą, bardziej prawdopodobną i mającą większy sens. "
Scorsese już się wypowiadał na temat tego, czy Travis umarł czy nie - wyobraź sobie, że nie umarł. To, że wg Ciebie i pewnie wielu innych osób jego śmierć czyni opowieść pełniejszą (no bo tak pełną dramatyzmu) nie oznacza, że tak musi być.
W ogóle nie wiem na czym ma polegać zakończenie tego, że umarł i dalsze sceny z jego udziałem. Jeśli to była jego wyobraźnia - jak będąc nieżywym mógł sobie wyobrażać takie rzeczy? To jest wg Ciebie bardziej prawdopodobne i mające większy sens? :| Travis przeżył i gdy już wydawało się, że wszystko z nim w porządku, rzucił te nerwowe spojrzenie w lusterko, które miało symbolizować, że bomba znowu tyka i, że historia może się powtórzyć (jednak cały czas mu odwala). I to, że Ty uważasz, że jest inaczej niczego nie zmienia, bo skoro sam reżyser stwierdził, że Travis nie umarł, to nie masz tutaj nic do gadania. Ja też mogę sobie interpretować wiersze Słowackiego jak chce, ale gdyby sam Słowacki podał mi prawidłową interpretację, to przecież bym się z nim nie wykłócał, bo to bezsensu, prawda? :) No właśnie.
Pisząc, że ostatnie pytanie jest najważniejsze, nie miałem na myśli samego filmu, a odniosłem się raczej do mojej wypowiedzi, ponieważ najbardziej zależało mi na tym, byś nieco szerzej wytłumaczył dlaczego uważasz tak, jak uważasz. To jest dla mnie najciekawsze.
Gdy dawno, dawno temu oglądnąłem Taksówkarza po raz pierwszy, byłem pewny, że te końcowe sceny są jedynie wyobraźnią Travisa, jego marzeniami o tym, jak zakończyła się jego krwawa krucjata przeciwko złoczyńcom. Wydawało mi się to całkiem logiczne, bo kiedy patrzyłem na to wszystko dosłownie, zakończenie nie miało sensu, było zupełnie oderwane od rzeczywistości świata, który został mi przedstawiony.
Jednak parę lat później miałem okazję obejrzeć materiały dodatkowe, w tym wypowiedzi Martina Scorsese i Paula Schradera, którzy tłumaczą, co chcieli przekazać przez ostatnie, nerwowe spojrzenie Travisa w lusterko samochodu. Są zgodni, że miało to sugerować brak poprawy jego stanu psychicznego i możliwość zajścia podobnego, tragicznego zdarzenia w przyszłości. W takim wypadku byłoby dość jednoznaczne, że to co widzimy pod koniec filmu wcale nie jest fikcją, że ma miejsce naprawdę, np. parę miesięcy później.
Trochę mnie to zaciekawiło, uznałem taki rozwój wydarzeń za nieprawdopodobny i poczułem się ździebko oszukany przez twórców, że w tak nieciekawy sposób zakończyli swoje szalenie interesujące dzieło. Zastanowiłem się więc nad tym wszystkim nieco poważniej i doszedłem do wniosku, że nie ma znaczenia to, czy Travis przeżył, czy nie i czy jest to jego wyobraźnia lub przyszłość.
Według mnie, najważniejszym jest fakt zaznania przez niego swoistego spokoju ducha, nieważne czy chwilowego, czy permanentnego. Od samego początku widzimy jego zagubienie i niemoc wobec świata. To, że nie może pogodzić się z otaczającym go brudem, że jest więźniem własnych myśli, uniemożliwiających mu choć na moment zapomnieć o troskach. Tylko z czego to wynika? Dlaczego nie potrafi myśleć o czymś innym?
Dla mnie odpowiedź jest prosta - jego samotność. On nie do końca wie, co zrobić z własnym życiem i chce je poświęcić innej, godnej tego osobie. Na jego drodze stają dwie takie persony, Betsy i Iris. Ta pierwsza odrzuca go jednak, nie potrzebuje w swoim życiu kogoś takiego. Okazuje się, że jest taka sama, jak inne kobiety, z którymi bohater filmu miał do czynienia w przeszłości. Co innego Iris, która choć jeszcze młoda i niewinna, z czasem stałaby się częścią brudu, wywołującego nienawiść i pogardę u Travisa. Tak więc bierze on sprawy w swoje ręce i pomaga jej uwolnić się od przestępczego światka.
Rzecz w tym, że na świat przedstawiony w filmie przez cały czas patrzymy oczami Travisa. On nigdy nie zrozumiał, czemu Betsy go nie chciała - jedynie my to możemy zrozumieć. Gdyby zakończenie było jego wyobrażeniem, odegranie się na niej miałoby sens, ponieważ wszystko ułożyłoby się dla Travisa idealnie. Do tego momentu nie ma żadnego zgrzytu. Następuje jednak wspomniane, nerwowe spojrzenie w lusterko w ostatnim ujęciu filmu. Dlaczego? Przecież wszystko jest w porządku. Jeżeli to jego wizja, to wszystko powinno się układać po jego myśli, nie może być tutaj miejsca na zmartwienia. Rozpoczęcie ciągu ostatnich scen jest dla mnie niezrozumiałe, gdybym miał owe sceny uznać za wytwór wyobraźni Travisa. Gdyby miało to być jednoznaczne, zostałoby przez reżysera pokazane w inny sposób, przejście nastąpiłoby np. z osoby bohatera na te właśnie sceny, a nie ze środka ulicy.
W ostatnich scenach wszystko układa się dobrze, ponieważ Travis wreszcie czuje się uwolniony. Jednak to nerwowe spojrzenie sugeruje, że coś nadal jest nie tak, że złe myśli nadal mogą powrócić, a wręcz już powracają.
Ale namieszałem w ostatnich dwóch zdaniach. Inaczej. Ja nie jestem w stanie określić czym dokładnie są ostatnie sceny filmu. Zakończenie wydaje mi się naciągane zarówno jeżeli przyjąć je za wyobraźnię Travisa, ale także przy założeniu, że są to jego dalsze losy. Nie sądzę jednak, że dosłowna interpretacja tych zdarzeń zupełnie wypacza sens filmu - w zależności od swojego punktu widzenia, oceny postaci i czynów Travisa, spojrzenia na to, kim on tak naprawdę jest, co powoduje jego zachowania i skąd to wszystko wynika, widz sam nada sens tej historii i uzna czy wybrane przez niego zakończenie nie kłóci się z jego wizją.
Albo może zrobić tak, jak np. zrobiłem ja. Nie wybieram zakończenia ani w takiej formie, ani w takiej (co wcale mogło nie wynikać z mojej poprzedniej wypowiedzi). Przyjmuję jego esencję, jakakolwiek ona jest i jakkolwiek dziwacznie to brzmi.
Oglądałem ten film wczoraj i muszę powiedzieć, że początkowo myślałem, iż Travis rzeczywiście przeżył. Później zacząłem czytać komentarze, więc odpaliłem końcówkę filmu i szukałem odpowiedzi. Znaki na to, iż Travis mógł przeżyć są, bo miał bliznę na szyi, ale mógł to sobie wyobrażać. I skłaniam się ku opcji drugiej. W końcówce filmu gdy Travis wiezie Betsy, ta mówi mu, że czytała o nim w gazetach i pyta się jak się czuje. On odpowiada, że gazety zawsze rozdmuchują takie rzeczy i mówi, (uwaga) "Jestem tylko trochę sztywny". I to chyba wszystko wyjaśnia.
Kolega wyżej powiedział resztę istotnych rzeczy.
Ja odniosłem wrażenie, że Travis przeżył. Oczywiście lris od rodziców Iris jest mocno wyniosły, kreuje go jako bohatera itp., ale według mnie właśnie o to chodzi. Jak wiemy, Travis był bardzo blisko zabicia kandydata na prezydenta - nie udało mu się tego zrobić. Można więc powiedzieć, że z człowieka, który chciał zabić znaną osobistość, stał się bohaterem. Pokazuje to, jak wielki błąd może popełnić człowiek w desperacji, czyż nie? Bodźcem, który to wszystko nakręcił jest oczywiście jego stan psychiczny, ale to już było w tym temacie poruszane powyżej wiele razy. Nie wspomniano (chyba) o tym, ale w finałowej scenie filmu nawet ulice są czyste - i to jest twardy argument dla ludzi, którzy uważają, że nie jest to prawda, a jedynie wizja, wyobrażenia (bądź swojego rodzaju ostatnie widzenie przed śmiercią, jeśli ktoś zakłada, że bohaterowi nie udało się przeżyć).
Travis nie chciał zabić prezydenta, nie rozumiem w ogóle skąd to wywnioskowałeś.