Jestem przekonany, że Stephen Frears dobrze znał film Woody Allena „Seks nocy letniej” i postanowił odpowiedzieć. Nie na zasadzie remake’u, tylko inspiracji. Nie mam o to najmniejszych pretensji, a wręcz przeciwnie.
Pochwała nr 1 należy się za zaangażowanie Gemmy Arterton. Ta córka spawacza i sprzątaczki z Kentu jest, w mojej skromnej ocenie, godną następczynią Moniki Bellucci. Dostrzegam w niej tą samą skoncentrowaną kobiecość, posągowość rysów i bujnych kształtów, pewną tajemniczość, dystans ale też magnetyzm. Mam nadzieję, że nie dopadną jej żadne nieszczęścia w rodzaju anoreksji (której, na szczęście, nic na razie nie zapowiada) oraz że zagra kiedyś rolę na miarę „Maleny”.
Na razie mamy jedynie allenowską w stylu „Tamarę” i też nie jest źle. Powiedzmy od razu, że film jest dość specyficzny. Jeżeli ktoś oczekuje tradycyjnej narracji znanej np. z większości komedii romantycznych, może się rozczarować i zirytować. Opowieść jest rwana, swobodnie przeskakuje od jednej postaci do drugiej, poszczególne wątki splatają się ze sobą w sposób bardziej lub mniej uporządkowany. Zdecydowanie nie jest to perfekcyjny hollywoodzki produkt. Natomiast oprócz analogii do Allena można dostrzec pewne podobieństwa do klasyki brytyjskiego humoru – np. pisarz stratowany przez krowy to makabryczny pomysł godny Latającego Cyrku Monthy Pythona.
Znajdujący się w centrum wydarzeń wiejski dom pracy twórczej jest raczej schronieniem dla nieudaczników niż mistrzów słowa. Sukces na rynku wydawniczym odniósł jedynie sam gospodarz. Innym człowiekiem sukcesu, pojawiającym się w filmie, jest rockowiec Ben, jednak są to chyba najmniej sympatyczne postaci. Na pierwszy plan, także pod względem sympatii widzów, wysuwają się natomiast dwie notoryczne wagarowiczki, dla których dzień bez zadymy/intrygi/przygody jest dniem straconym.
Chociaż tonacja filmu jest słodko – gorzka, Frears nie stara się w komediowej formie pomieścić zbyt wielu ważkich prawd o życiu, twórczości, etc. Po prostu z wdziękiem opowiada zabawne perypetie charakterystycznych postaci. Nie obraża przy tym ani inteligencji widzów, ani ich zmysłu estetycznego, gdyż szczególne brawa należą się właśnie za zdjęcia - w równie mistrzowski sposób ukazujące urodę hrabstwa Dorset jak też godnej swego imienia Gemmy Arterton.
Serdecznie zapraszam na stronę: rekomendacje.npx.pl
ale pierdzielisz. :))) toż to byle co jest w ch.... daleko za czymkolwiek,co zrobił Allen.
Ale też w ch... ludzi sądzi o tym filmie to samo co ja:
http://www.imdb.com/title/tt1486190/reviews?ref_=tt_urv
Więc niekoniecznie "pierdzielę", tylko mam inny gust. Nie widzę też żadnego powodu, dla którego twoja opinia miałaby być bardziej miarodajna, bliższa "prawdy obiektywnej" niż moja.
są gusta i Gustawy więc miej sobie ten inny gust(albo bezgust) mnie wolno to i tobie też :) ale pierdzielisz porównując ten film do "sexu nocu letniej". bo podobieństwo jest takie jak i do "krzyzaków"
zapomniałem dodać: 2 z 3 gwiazdek film ode mnie dostał z powodu bardzo ładnej niuni obsadzonej w roli głównej. jak na mój gust przypomina ona trochę Julianne Moore-tyle,że jest młodsza i jeszcze ładniejsza.
Żadnego podobieństwa? Zatem tumaczę cierpliwie: i w jednym i w drugim filmie mamy dwie grupy, mieszane towarzystwo mieszczuchów, którzy trafili w sielskie okoliczności przyrody. U Frearsa jest to dom pracy twórczej, u Allena - malowniczo położony dom wynalazcy. W jednym i drugim przypadku zaproszeni goście flirtują, desperują, romansują. NIe przypominam sobie, aby choć jeden taki element występował w "Krzyżakach" ;)
również w "krzyżakach" zauważałem sielskie okoliczności przyrody,mieszane towarzystwo,romansowanie... mam wymieniać dalej?
o widzisz-nieźle ci poszło . teraz poszukaj podobieństw w "tamarze..." i np w "gladiatorze"
Ale przynajmniej przez chwilę było ironicznie i zarazem zabawnie, zawsze mogłeś trafić na bardziej prymitywnego przeciwnika :) mnie przekonałeś do Twojej opinii,ale zawsze będą tacy co nie chcąc zrozumieć nie zrozumieją :)