Film ktory moze sie podobac ale przede wszystkim brytyjskiej widowni. To taka brytyjska wersja 'u pana Boga za piecem' tyle ze z bardziej angielskim humorem z dodatkiem 'organic'. Ciekawa sprawa, bylem na nocnym seansie i byla pelna sala, przy czym srednia wieku mogla sie wahac w granicach 60. Sporo ludzi sie smialo, bo i bylo pare sympatycznych momentow, czy smiesznych...raczej nie. Caly film to jedna ogromna pomylka - historia kiepska, wykonanie tez kiepskie. Jedyna osoba ktora nakrecala film to ta gowniara co sie kochala w perkusiscie. Nikt poza tym. Glowna bohaterka... praktycznie niezauwazalna. Teraz jak zakwalifikowac ten film.... smialo mozna powiedziec cwiartka czarnego humoru angielskiego...bo dopiero pod koniec filmu gdzies w 3/4 dlugosci, orientujemy sie ze to jest czarna komedia. Do tego momentu trzeba czekac, czekac i czekac. Co ciekawego w filmie.... zycie prowincjonalne, niemal takie jak w Polsce. Czy polecic ten film...trudna sprawa. Ja osobiscie nie zaluje, bo uslyszalem w koncu jak sie smieja staruszkowie w kinie, czego raczej nie widzialem w swoim zyciu wczesniej. Mysle, ze tylko kino utrzymalo mnie do konca aby obejrzec, bo gdyby to bylo np. w domu to pewnie film skonczylbym po kilku tygodniach, o ile bym skonczyl. A tak musialem dotrwac do konca. Krotko - nudy.