Wiedziałem, że tak będzie. Dorociński zdołałby utrzymać to wszystko w kupie. Bez kogoś, kto gasi wściekłą Ostaszewską i Kunę, jest to tylko kolejna anty-męska komedia o skrajnie zirytowanych babach, a najgorsze, że udziela się to widzowi w każdej sekundzie. Nie było tego w pierwszej części (8/10), w której humor o stereotypach był idealnie wyważony między role męskie a żeńskie, a na pewno nie grało to pierwszych skrzypiec. Poprzednia część to wręcz małe arcydzieło, Birdman w polskiej komedii przypadku, a nawet trochę Whiplash (dystans wskazany - ciężko inaczej opisać, co mam na myśli) :) W każdym razie czuję się głęboko zawiedziony, bo długo czekałem na kontynuację, a oglądanie filmu w takim tonie jest odpychające i wali zwykłym "Lejdis" (2/10) albo "Jak się pozbyć cellulitu" (2/10).