Akcja działa się nieco w dramatycznym stylu, czułem tam jakiś ciekawy budulec za pomocą scen i aktów, różne epizody jakby w jednym filmie.
Tutaj po prostu widzę film, raz jeden wątek, potem drugi aż zmierzamy do punktu końcowego w prosty choć mocno chaotyczny sposób. Główny bohater cały dzień na bombie, bo co chwila wódeczka ale co z tego wynika? No nic. Postać Ostaszewskiej słabo zarysowana, bo właściwie z innej strony dało się ją poznać w pierwszej części. I poza tym jakoś nie pasowało mi do niej zrobienie z niej takiej trochę użalającej się nad sobą nastolatki. Wandzia z kolei została seksoholiczką wyswobodzoną kobietą. W pierwszej części była chyba najlepszą postacią, bo wspaniale odgrywała teściową, która wszędzie musi wepchnąć swój nos, wszystko skomentować i wszystko jej nie pasuje. I tutaj początkowo taka byla, jednak im dalej w las z filmem tym gorzej.
Ogólnie domyślam się, że zamysł był taki, że ludzie(zwłaszcza my Polacy) wyjeżdżamy na wakacje do kurortu i szajba nam odbija, dochodzimy do jakichś refleksji, a jak do tego dojdzie alkohol to już w ogóle. I spoko, obejrzałbym taki film, ale tutaj, gdzie pierwsza część była taka jaka była, to nie pasowało. No bo przecież teściowie choć napędzali całą tę fabułę, to w gruncie rzeczy poznajemy ich przez ślub, a ja pod koniec filmu gdy pojawiły się dzieciaki w ogóle zapomniałem, że to przecież o ślub tu chodziło.
Nie jest to zły film, dało się parę razy uśmiechnąć pod nosem, ale gdyby to miała być część pierwsza, to dwójki na pewno byśmy się nie doczekali.