Nie rozumiem ogólnych zachwytów nad tym filmem. Fabuła bardzo płytko potraktowała życie Hawkinga, zamiast więcej opowiadać o jego osiągnięciach naukowych mamy film typu „okruchy życia” i szantaż emocjonalny. Cały film jest ogromnie szablonowy, jakby skrojony pod gust wiejskiej gospodyni zakochanej w „m jak mdłości” czy innych „barwach gówna” W tym filmie nic nie zaskakuję, wszystko to już było tylko w lepszym wydaniu, jest nawet obowiązkowa przemowa, niby film jest sprawnie zrealizowany, ale co z tego? To powinna być norma a nie żadna nobilitacja. Nie rozumiem również zachwytów nad rolą Eddiego Redmayne’a, moim zdaniem nie pokazał nic specjalnego, jedynym rzeczywiście jasnym punktem, tego filmu jest Felicity Jones, która błyszczy w roli żony Hawkinga. Z innej beczki nie mogę również zrozumieć tej wielkiej wyrozumiałości dla żony naszego protagonisty, po pierwsze film próbuję ją rozgrzeszyć z romansu, obraz bardzo wyidealizowany, po drugie na forum filmwebu czytałem takie opinię, jaka to ona biedna i zrozumiale, że zachciało się jej skoku w bok, kurcze ludzie czy wy wszyscy nie macie za grosz moralności, przecież nikt jaj nie kazał być z Hawkingiem, wiedziała, że jest chory i że wiąże się to z pewnymi konsekwencjami, skoro się tego podjęła to wypadałoby być wiernym i trwać u boku męża..
bo film nie mial byc o jego osiagnieciach, tylko o jego zyciu prywatnym... i wszystko na ten temat
co z tego, że był o jego życiu rodzinnym, skoro był schematyczny do bólu, skrojony według schematu "sławna, chora osoba i jej rodzina" według telewizyjnego standardu?
zycie pana Hawkinga nie jest na podstawie telewizyjnego standardu, takie bylo i tyle
Ten film nie jest na podstawie jego biografii, więc nie mów, że takie było, Jest na podstawie książki Jane Hawking, która wybieliła swoją osobę.Tak ogólnie ten film powinien nazywać się np. "Jane Hawking,", bo jest bardziej o niej, a nie o jej sławnym mężu.
Jakbyś nie zauważył, ja nawet nie próbuję odnosić się do tematu dyskusji, natomiast twoje próby ocierają się o poziom 4-to klasisty na kartkówce z lektury.
Wcale cię nie oceniałem. Poza tym, czyjeś wypowiedzi na forum są jaknajbardziej podstawą do oceniania człowieka, który je napisał.
Uwaga nadciąga moja ocena : jesteś słabej jakości trollem.
widzisz slabo sie znasz synku albo corciu... nie jestem trollem, zanim cos napiszesz, to przejrzyj moj profil, to zrozumiesz swoj blad, po tym co sie tu pisze tez nie mozna ocenic czlowieka, pisze tak, bo mi rece opadaja jak czytam niektore komentarze, a trollem bardziej nazwalbym Ciebie...
Ręce ci opadają, toteż musisz wylać swoje żale w postaci pojedynczych zdań, stanowiących "fakty" niepoparte żadnymi argumentami ? Keep it up !
Nie uważam tego filmu za arcydzieło ani tez za płytka historie.
Po pierwsze, to nie miał byc film popularno naukowy, z którego dowiedzielibyśmy sie wiecej na temat jego teorii.
I to chyba dobrze, bo, tyle o ile, wiem a jesli bym sie interesowała - mogę doczytać w naukowej prasie/internecie na temat tego co ma do powiedzenia w sprawach czarnych dziur, itd. Natomiast jego życie prywatne ńie jest tak znane.
Po drugie, ńie nazwałabym skokiem w bok, to co zrobiła jego żona. Nie musisz wiedzieć, i mam nadzieje, ze sie nigdy nie dowiesz czym jest MND, jak wyglada opieka nad ta osoba, i jakie emocje temu towarzysza. Ja, niestety wiem. Nie opiekowałam sie nikim bliskim ale widziałam co przezywa najbliższych rodzina. To jest, w sumie, nie do opisania. Tak jak wspomniałam, trzeba przeżyć na własnej skórze, żeby wiedzieć.. Ja rozumiałam te kobietę. Bardzo jej współczułam, bo to nie było dla niej proste, co tez świetne zostało odegrane.
Nie jest to do końca, ckliwy dramacik dla pomocy kuchennych. Jest to ukazanie dramatu jakim jest wyrok MND. W paru momentach zabrakło mi wiarygodności, ale ogólnie - dobrze.
To zabawne, że piszesz, że nie był to skok w bok, a niby co? Zdrada to zdrada, nie ma dla niej żadnego wytłumaczenia, nie tłumaczy jej też to że był chory, zważywszy, że wiedziała na co się pisze biorąc ślub z Hawkingiem, a co do samego filmu to widziałem wiele lepszych biograficznych filmów, lepszych romansów i tak dalej, może jestem dla tego filmu zbyt surowy, ale w końcu jest nominowany do Oscara za najlepszy film roku, więc chyba wypadałoby był to film wybitny, a nie łzawe przewidywalne filmidło typu "okruchy życia", do tego jakiś taki pozbawiony emocji.
Ja, w tym skoku w bok, widziałam rozpaczliwe szukanie bliskości, pocieszenia, wsparcia, bycia Kobieta a nie pełnoetatową opiekunka.
Życie, nie wyglada tak jak Ci sie wydaje, ze trzeba tkwić w czymś co sie wybrało pod wpływem chwili, na wieki. Poza tym, jak dobrze pamiętasz, dawano mu 2 lata życia. A ona zakochała sie w tym wspaniałym mężczyźnie, z którym "zdradziła" męża, kiedy?
Oczywiscie, w pełni sie z Tobą zgadzam, ze ten film nie zasługuje na Oskara.
Ale nie podzielam Twojego zdania odnośnie gry, kategoryzowania ludzi, patrzenia na życie w kolorach czarny - biały.
Tyle.
Miło mi, że chociaż zgadzamy się co do tego, że ten film jest za słaby na Oscary. Niestety nie podzielam Twojego relatywizmu moralnego, jednym z powodów tego że na świecie jest tak jak jest, jest właśnie to, że ludzie nie chcą brać na siebie konsekwencji swoich wyborów, co do tkwienia w czymś całe życie (jeśli wybrało się coś pod wpływem chwili) to prosta rada: nie podejmować ważnych decyzji pod wpływem chwili właśnie. Nie zmienia to też faktu, że wiedziała, że jaj mąż nie ozdrowieję i że będzie tylko gorzej, sama się zgodziła na bycie jak to określiłaś "pełnoprawną opiekunką", wiedziała na co się pisze.. Życie nie wygląda też tak jak Ci się wydaję, jeśli ktoś nie jest relatywistą moralnym, to widzi właśnie w kategoriach jak to określiłaś "czarne-białe". Mam prawo kategoryzować i oceniać, po pierwsze dlatego ponieważ kiedy Jane Hawking napisała i wydała książkę, a potem zgodziła się na jej sfilmowanie (za co dostała pieniądze), jej historia stała się publiczna, po drugie skoro jej zachowanie kłóci się z moim systemem wartości mam prawo piętnować takie zachowanie. Tyle
No nic, trudno. Tu nie znajdziemy wspólnego mianownika, w sumie OK, każdy ma prawo do swojego zdania.
Jestem bardzo daleka od relatywizmu moralnego. To co widziałam na ekrańie dzisiaj, obserwowałam na żywo, jakiś czas temu. Mam na myśli te chorobę i jak rujnuje ona relacje rodzinne. Podsumowując, moja wiedza życiowa pozwala mi zrozumieć, co przechodziła ta kobieta i rozumiem jej romans.
Pozdrawiam.
Tu nie chodzi o chorobę, tylko o to, że ludzie są w większości wielkimi egoistami, którzy mało wymagają od siebie, za to często dużo od innych, gdy jest wszystko ładnie i pięknie to nie ma problemów w relacjach rodzinnych, gdy jednak tak nie jest, to ludzie idą na łatwiznę, nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że np "miłość to ciężka praca, a nie tylko motyle w brzuszku w fazie zakochania" Ja oczywiście też rozumiem czemu Jane wdała się w romans, jednakowoż dla mnie każda zdrada jest czymś nagannym..
To nie jest choroba taka jak rak czy ostre zapalenie płuc. Tam nie ma pozytywnych zwrotów akcji. Ta choroba jest najgorszym, parszywym czymś co sie może komukolwiek przytrafić.
Hawking jest niezwykle wyjątkowy - po pierwsz, tabchoroba ujawnia sie po 50 r.z. , po drugie umieralność plasuje sie w przedziale 2-6 lat.
Nie jest egoizmem, ze sie przegrywa w takim starciu. Operujemy innym poziomem wrażliwości i innymi doświadczeniami.
Po ty co przeżyłam i widziałam, pozwalam sobie na takie spojrzenie na świat. Troche pokory tobie życzę, bo nie ma co tak ostro oceniać.
Naprawdę nie ma dla Ciebie żadnej różnicy między tym kiedy mężatka w barze ma "chcice" i idzie do łóżka z pierwszym lepszym facetem a tym co zrobiła Jane? Przecież życie ma więcej barw niż czerń i biel..dlatego jest takie ciężkie i nie powinno się niczego kategoryzować.
Jane zakochała sie w wybitnym i wspaniałym człowieku któremu dawali 2 lata zycia a przeżył i żyje nadal..rozumiem, że trzeba być konsekwentnym ale ona na pewno nie spodziewała się, że przyjdzie jej żyć i opiekować się nim jeszcze bardzo długo. Może po prostu skoro nikt(lekarze) nie dawali mu szans na dłuższe życie stwierdziła, że chce dać mu szczęście w ostatnich latach życia. I moim zdaniem miała prawo mieć po tylu latach dość. Nie znaczy to, że pochwalam zdradę ale tutaj wszystko jest bardziej skomplikowane.
Nie ma, zdrada to zdrada, każda jest czymś niewybaczalnym..Może i dla Ciebie życie ma sto tysięcy różnych barw, ale nie dla mnie, to bardzo proste: każda zdrada jest zła, każde oszustwo, kłamstwo jest złe itd. Życie jest ciężkie właśnie przez relatywizm moralny..Gdyby więcej ludzi patrzyło tak jak ja świat byłby piękny, no może nie piękny ale bardziej znośny, przewidywalny i przyjazny..A co do Jane to po pierwsze miała wybór, nikt jej nie zmuszał do tego małżeństwa, po drugie mogła się rozwieść i nie zdradzać męża..
Bardzo radykalne podejście do życia. Troche w tym racji..że świat inaczej by funkcjonował i może ludzie byliby bardziej konsekwentni niemniej na prawde nie każdy jest dobry albo zły.
Jane faktycznie mogła się wczesniej rozwieść..mimo to, zdrada ta była dla mnie jak najbardziej wybaczalna..nie tylko dlatego, że tez jestem kobietą.
Chyba ciężko żyć z takimi poglądami w dzisiejszym świecie?
Trochę to dziwne, że zdradę można kategoryzować jako mniej lub bardziej wybaczalną, szczególnie jak takiej kategoryzacji dokonują ludzie patrzący z boku. Robicie z Jane Hawking "zagubioną ofiarę" o to przecież ona ZDRADZIŁA i ofiarą w tej sytuacji jest jej mąż. Usprawiedliwianie tego jej cierpieniem związanym z chorobą męża jest po prostu niesmaczne, bo nie potrafię sobie wyobrazić co czuł właśnie jej mąż przez tą zdradę. Poza utratą zaufanie, jak bardzo musiał się czuć skopany przez rzeczywistość, jak bardzo zmiażdżone zostało jego męskie ego, czy po prostu poczucie własnej wartości.
Nikt nie robi z Jane ofiary..przynajmniej nie większej niż sam SH ale tak jak napisałam wcześniej jest różnica miedzy zdradą po paru głębszych w klubie a zdradą jakiej dopuściła się Jane. Nie mówię też, że to dobrze kalkulować ile mąż będzie/może żyć ale może Jane własnie sobie przekalkulowała, że te pare lat jest w stanie opiekować się nim i poświęcić się(zwłaszcza, że też miała w planach pisać doktorat). A życie potoczyło się inaczej i nie starczyło jej sił. Jak ktoś wcześniej pisał to okropna, niewyobrażalna choroba..każdy ma prawo do słabości..nie możemy potępiać Jane, że nie poradziła sobie z chorobą męża i że pragneła po tylu latach trochę normalności. Oczywiście mogła rozwieść się wczesniej..ale mimo to, zdrada ma wiele odcieni.
Chyba już to pisałem, ale wypadałoby powtórzyć, nie ma różnicy, każda zdrada jest złem, każda jest czymś obrzydliwym i choć potępiam każdą zdradę, to jakby Jane zdradziła Hawkinga w klubie po kilku głębszych jak tam wspominałaś, można byłoby to wziąć na karby słabości, ja ich nie uznaję ale większość ludzi tak, natomiast to była wykalkulowana zdrada ciągnąca się latami, a już kalkulowanie ile pożyję mąż i ile Jane jest w stanie się nim opiekować, to obrzydliwość totalna, a coś tam niby wspominałaś o tym, że podobno ona go kochała, no to albo go kochała, albo sobie kalkulowała, miłość moja droga to ciężka praca, a nie same przyjemności ..
Świat byłby piękny, gdy ludzie mieli więcej zrozumienia dla słabości swoich bliźnich. Czarno-białe postrzeganie życia i jego zawiłości to cecha młodości, bardzo ważna i w pewnym sensie piękna, ale lata ją temperują... niestety, dość często - boleśnie.
Pozwolę sobie jeszcze spostrzec, że świat już taki bywał, w założeniach oczywiście, choćby średniowiecze było szalenie twarde dla ludzkich niedoskonałości. Mam wrażenie, że jednak się to nie sprawdziło.
Obojętność wobec zła jest tchórzostwem.. Nie mam zrozumienia dla słabości, których sam nie posiadam..Lata niczego nie temperują o ile ma się silny charakter i niezachwiany kodeks etyczny..Rzeczywistość jest czarno-biała, tylko ludzie w swej zgniliźnie moralnej i swoich słabościach chcą zachować dobry obraz własnej osoby, chcą widzieć się jako lepszych niż są w rzeczywistości, dlatego najłatwiej im powiedzieć np. "zdradziłam męża, ale przecież to nie jest złe, świat nie jest czarno-biały, a po za tym już go nie kocham.." A co do obecnych czasów, to coż.. moim zdaniem są obrzydliwe, rozpasanie seksualne, pełna samowolka, zmurzynienie, brak jakiś głębszych zasad wśród ludzi, coś strasznego..
nie vanadin tylko vanadain :) co do filmów biograficznych to polecam "Piękny umysł", "Pianistę", "Wszystko za życie", "Blow", "Control", staczy Ci czy chcesz jeszcze? :P
jak mam napisać prawidłowo, jak login jest taki z..... d....... zagmatwany. Dzięki za odp, , w porównaniu z tym filmem, tytuły, które poleciłeś są jak dla mnie podobne w ocenie. A co do historii - biografii, czy zdrady, żona była z nim i opiekowała się 26 lat, podziwiam, i do Ciebie, nie oceniajmy innych Ludzi ( miała 3-je dzieci i On czwarty ) nie będąc nigdy w podobnej sytuacji, położeniu, i nie wiesz i Ja też nie, jak byśmy postąpili i ile byśmy byli w stanie znieść, jesteśmy tylko Ludzmi.
Wniknij trochę w jego biografię. Był/jest seksoholikiem. Wielokrotnie zdradzał swoją żonę. Film zupełnie to przemilcza. Zabawne trochę, co napisałeś - ja o obejrzeniu tego filmu miałam wrażenie, że że wyidealizowany został obraz samego Hawkinga a nie jego żony...
Co do samego filmu - mam bardzo mieszane uczucia.
Tak szczerze to oceniam to co widzę w filmie, ale zacytuję z artykułu na temat życia Hawkinga: " Jane w autobiografii szczerze przyznała, że od wielu lat ich małżeństwa miała romans z przyjacielem rodziny, muzykiem Jonathanem Hellyerem-Jonesem, z którym śpiewała w chórze." Chyba słowo "wielu" jest kluczowe nie? Natomiast w filmie jej romans ukazany jest tak jakby się tylko przyjaźniła z tym całym Jonathanem.
ale pisała też o tym, że nawiązała romans dopiero po wielu zdradach męża... to w ogóle nie jest łatwy temat. interesowałam się tą historią już wcześniej. na film czekałam bardzo. wyidealizowany obraz rozczarował mnie jednak. może właśnie przez wzgląd na to, że głowni bohaterzy żyją i są wśród nas opowieść w filmie tak wygląda.
co do romansu Jane w samym filmie, to nie do końca się zgodzę - ewidentnie scena, kiedy byli razem na polu namiotowym z Jonathanem i kiedy dzieci zasnęły a ona wyszła przed namiot i udała się w jego stronę sugerowała, że do czegoś doszło. film został tak nakręcony, że nic nie jest powiedziane wprost. potem było widać cierpienie i rozstanie i powrót dopiero jak Hawking oznajmił jej, że teraz inna będzie przy jego boku...