Dla mnie film taki sobie. Spodziewalem sie czegos znacznie ciekawszego. Uwazam ze Spielberg w tym filmie pojechal bardziej na nazwiskach niz na samym kunszcie rezyserskim (a jest jednym z moich ulubionych rezyserow jak i Hanks aktorem). Ale do rzeczy. Pierwsze co mnie uderzylo to to, ze z Navorskiego zrobili jakiegos pawiana, ktory w zyciu w cywilizacji nie byl a juz na pewno nie w cudownej ameryce. Ja rozumiem, ze jezyka mozna nie znac, ale patrzyc na kamery jakby plemionom z papui dac do obslugi laptopy , nie kojarzyc nic totalnie i byc wykorzystywanym na kazdym kroku to juz przesada (szczegolnie w rozmowie z dyrektorem lotniska). Skoro przylecial samolotem to na lotniskach bywal bo na stopa go raczej nie zabrali. Druga rzecz to straszne dluzyzny. Na lawce, w poczekalni, jak jadl w restauracjach... myslalem ze zasne. Nie wiem dlaczego ale odnioslem wrazenie, ze film troche zwiazany byl z Cast Away, ale w jego przypadku dluzyzny byly odczuwalne. Wreszcie trzecia rzecz to rozwoj intelektualny Navorskiego. Przez pierwsza polowe filmu zachowywal sie jak mysz w laboratorium i zupelnie nic nie rozumial zas pod koniec po 2 miesiacach bodajze (samouctwa)... Szkoly angielskiego by nie nauczyly tyle nikogo przez dwa miesiace. Wkuzylo mnie to troche. Pomijam watki z tymi inzynierami i remontem na lotnisku i ostatecznie z ta fontanna bo wywolal tylko glupi usmiech na mojej twarzy. Szczerze nie spodziewalem sie takiej glupoty w tym filmie. No ale...
Podsumowujac Tom Hanks jak zawsze stanal na wysokosci zadania, Stanley Tucci tez calkiem calkiem a Zoe Saldana sprawila u mnie mrowienie na... plecach (nice). Tylko Spielbergowi chyba pod koniec juz zabraklo ikry bo pomysl byl bardzo dobry ale z pozbieraniem wszystkiego do kupy juz troche gorzej. I moze sie czepiam szczegolow ktos powie, ale szczegol do szczegola i mamy film;) 6,5/10