Mimo że uważam, że większe skupienie się na podróżach w czasie w całej serii to fajny pomysł, to zrobienie z Johna negatywnego charakteru już mi się nie spodobało. Przed seansem nastawiałem się raczej na film, który będzie uwieńczeniem całej serii i pozamyka wszystkie wątki zostawiając ew. pole dla nowych bohaterów. Film zakończyłbym desperacką i długą sekwencją bitwy w przyszłości (a la Atak Klonów), w której to John, Sarah i Kyle spuszczają w końcu Skynetowi łomot. Pokonane HK i terminatory zostają przerobione na autobusy szkolne i sprzęt rolniczy, a cywilizacja powoli sie odbudowuje. Na koniec ew. scena w której Sarah i Kyle Reese siedzą na ganku i popijają bimber z porcelanowego dzbanka z nadrukiem "xxx" trzymając karabiny plazmowe i wypatrując szkodników, które zżerają im rzodkiewkę z pola. John natomiast, nie potrafiąc zaznać spokoju, widziany był jak przemierza Stany na motorze w towarzystwie wielkiego, małomównego faceta o wydatnych rysach. Inni mówią, że pochłonęła go radioaktywna pustynia...