Schwarzenegger w pierwszej części i Robert Patrick w drugiej to byli takimi terminatorami, że ciarki przechodziły po plecach za każdym razem, jak się pojawiali na ekranie. Ten meksykański jest po prostu upierdliwy i denerwujący, on jest kwintesencją przysłowia "uczepił się jak rzep psiego ogona", jest jak ten kolega z dzieciństwa którego najmniej lubiliśmy, mówiliśmy mu "jesteś głupi, idź już sobie", a ten i tak ciągle za nami łaził i nie chciał się odczepić. I o tym ten film...