Twórcy Dark Fate zaznaczali wielokrotnie, że odcinają się od poprzednich, słabych scenariuszowo części i pierwsze co robią, to piszą scenariusz kropka w kropkę taki jak poprzednicy, może z paroma małymi modyfikacjami.
Największe wrażenie robi scena z plaży i jest to najświeższy stylizacyjnie element całego filmu, szkoda, że na tym się kończy, a totalny zwrot w klimacie, który mógłby wyjść filmowi na dobre zostaje zmarnowany.
Lindzie i Arnoldowi nie chce się już grać więc odhaczają wizytę na planie i nie wnoszą zupełnie nic, poza graniem na sentymentach fanów pierwowzoru.
Luna wygląda sympatycznie dzięki czemu w filmie brakuje postaci, która wywołała by w widzach choć iskierkę antypatii.
Pomimo tego, że film zawodzi na wielu poziomach, to wciąż niezłe łubu-dubu z paroma przebłyskami kreatywności, ogląda się jak kolejna część X-men - przyjemnie ale dupy nie urywa.