Przez pierwsze minuty łudziłem się, że zobaczę coś nowego, a potem już tylko tłumaczyłem sobie, że na może jednak sprawy ułożą się inaczej by na końcu przeżyć rozczarowanie.
"Elektroniczny morderca zostaje wysłany z przyszłości, by zabić matkę przyszłego lidera rewolucji. W ślad za nim rusza Kyle Reese, który ma chronić kobietę."
Nie to nie opis T: Dark Fate tylko oryginału.
Nie wiem również dla kogo chcieli zrobić film twórcy. Ilość CGI i nieścisłości sugerowały by widzów Marvela niemniej brak humoru i kategoria wiekowa ich w znacznej części wykluczyły.
Gdyby nie było wcześniejszych części terminatora to dałbym filmowi pewnie 6+.
Niestety wałkowanie prawie dokładnie tej samej historii sprawdziło się do tej pory chyba tylko w Dniu świstaka.