Wash day tomorrow, nothing clean right? - Nothing clean right
Dlaczego ten film jest slaby? Po pierwsze, bo zabija historie z T1 i T2. Po drugie bo spieprza totalnie linie czasu. Nie liczac czesci 3-5, jako kontynuacja tworzy jakas osobna linie i jednoznacznie pokazuje ze mozna zmienic przyszlosc w jakis niewiadomo jaki twor z innymi bohaterami. W 1 czesci przyszlosci nie dalo sie zmienic wszystko zostalo po staremu. W 2 czesci Cameron juz nagial rzeczywistosc bo pozwolil zabic Dysona. W tej czesci sie dowiadujemy ze to wszystko na nic, takie ple ple ple by moglo powstac to. Trzeci moj zarzut, i niewybaczalny i najciezszy, jest taki ze obdarto Connora z jego osobowosci wielkiego lidera jakim mial sie stac. W tym filmie okazuje sie ze wielkich liderow mozna zabijac i wyrosna sami. Innymi slowy ten film sam sobie przeczy i pokazuje ze bez celowe jest ratowanie glownej bohaterki bo swiat i tak jakos to wyrowna i stworzy nowego bohatera rozwalajacego maszyny. Z Connorem tak nie bylo bo to ze byl taki zajebisty i umial walczyc z terminatorami bylo zasluga jego matki. To ze jego matka byla zajebista to byla zasluga Reesa a wczesniej samego Connora. Bohater ktory kreowal swoja wlasna zajebistosc. Dlatego pierwsze 2 czesci byly tak dobre mialy glebie na wielu poziomach. Czwarty zarzut dotyczy kwesti T-101, w 2 czesci Connor spytal Arniego co jesli misja sie skonczy co z nim bedzie i ten odpowiedzial ze jego funkcjonowanie nie bedzie mialo sensu. Pozwolil sie oposcic w goraca stal by nie bylo sladow terminatorow. Przypominam ze to jedyny moment w histori kina na jakim facetowi wolno uronic lzy. Tutaj T-101 znajduje sobie swoja wlasna misje po ukonczeniu pierwszej. Mozg rozjewany - byl zly stal sie sam dobry. I to bez przelaczania przelacznika w glowie na procesorze. Wyobrazacie cobie jak w 1 czesci Arniemu sie udaje zabija Sarah i przez 20 lat stalkuje Reesa bo ma wyzuty sumienia ze zone mu zabil? Kolejne co mi sie niepodobalo to przemiana tej przyszlej liderki ruchu oporu z zwyklej dziewczyny w twardziela. Przemiana ta nie jest najgorsza tylko dlatego ze nie da sie przebic przemiany Anakina w Vadera w wykonaniu Christiansena.
To co mi sie podobalo to ta kobieta czlowieko-terminator, bardzo dobrze zagrala, fajna rola, juz lepiej byloby stworzyc nowy film totalnie niezwiazany z Terminatorem. Ta meksykanka co ma sie stac tym wielkim liderem gra beznadziejnie ale w ogole ta rola to jakies gunwo pokazuje ze mozna stac na czele armii i rozwalac roboty bez poprzedniego treningu doswiadczenia (czy tez zapobiegliwej matki, tak wiem powtarzam sie juz po prostu tej roli nie moge scierpiec).
Ten plynny metalowiec moze nie jest jak Robert Patrick ale nawet niezle wypada nie czuc grozy ale zagral poprawnie, te CGI z nim bylo za to slabe.
To ze w tej czesci walcza kobiety az tak mnie nie razi. Jestem fanem Terminatora i nieuwazam by to byl tylko film dla facetow, Sarah Connor to w koncu badass. To co sie liczy to historia, drobne niuansiki, perfekcja wykonania, brak dziur w fabule albo takie na ktore mozna machnac reka (jak w T2), autentycznosc bohaterow. A tu dostajemy wywalenie najlepszych kaskow z poprzednich czesci do szamba, reset i od nowa tylko na poziomie dna. Bleee.
No i to odebranie Connorowi tego bycia liderem walki z maszynami. No niemoge scierpiec... kto na to mogl wpasc?