Po różnych opiniach spodziewałem się, że to będzie jakiś straszny badziew. Tymczasem mile się zaskoczyłem, film jest spójny (na tyle, na ile może być spójna historia o robotach z przyszłości), ze świetną akcją, dobrymi efektami specjalnymi, i po prostu dobrze się go ogląda, nie nudzi. Opluwanej przez niektórych przesadzonej feministycznej propagandy (na którą sam jestem uczulony, serio) prawie w ogóle nie ma, a jak jest (chyba raz w całym filmie), to naprawdę lekkostrawna. Ogólnie babki odwaliły kawał dobrej roboty, nie ma w filmie wrażenia, że to na siłę wstawione "silne postaci żeńskie", po prostu akurat są to facetki i nieźle kopią dupy, poczułem ducha Lindy Hamilton z pierwszych dwóch Terminatorów, poczułem ducha Sigourney Weaver z Obcego. Dobrze, nienachalnie zaprezentowane faktycznie silne postaci żeńskie (Sarah Connor i Grace, ta główna jakaś taka nijaka ogólnie, ale to wina scenariusza, nie jej). Jest też kilka momentów, w których film mruga okiem do fanów poprzednich części (mam na myśli 1 i 2, reszty pozostałe wyparłem z pamięci) - w taki ciekawy sposób, który jest jednocześnie lekko autoironiczny i wzruszający. Fakt, że pod koniec logika idzie do kibla zupełnie mi nie przeszkadzał - rozpierducha jest na tyle spektakularna, że to przestaje mieć znaczenie (poza tym, jak już wspomniałem - roboty z przyszłości, więc na luzie). Solidne kino w swojej klasie, najlepszy Terminator od czasów dwójki.