Oglądając Terminatora 4 zadałam sobie pytanie po co w ogóle powstała jedynka i dwójka ?
Jak wszyscy wiemy Terminatory w pierwszych dwóch częściach koniecznie chcą zabić Johna Connora - wielkiego przywódce ludzkości. Ale Connor ukazany w T4 jest kolesiem w ogóle się niczym nie wyróżniającym. Jest to raczej osoba z rozterkami , niezdecydowana , nie ciesząca się specjalnym uznaniem w śród kompanów. Wcale nie rozprawia się z terminatorami w jakiś spektakularny sposób. Sprawia wrażenie jakby jego osoba wcale nie miała wpływ na losy ludzkości. Więc po co maszyny sobie zadawały tyle trudu w usunięciu jego ? Czy jego istnienie czy nie istnienie coś zmienia ? Czy naprawdę jest takim wielkim przywódcą ? Ja tego nie zauważyłam.
A oprócz tego zastanawiają mnie same realia 2018 roku. Jak pamiętamy w 1,2, i 3 - jce wspominane było jaka to straszna przyszłość czeka ludzkość.
Czy naprawdę taka straszna ? Jeden terminator na 100 km kwadratowych, ludzie całkiem nie źle uzbrojeni a sama siedziba wielkiego Skaynetu to jakaś kpina. 4 terminatory na krzyż i jakiś gadając komputer...
Ogólnie to dobry film akcji (niezłe efekty specjalne , dobra gra aktorska, niektóre wątki są naprawdę ciekawe, ojciec Conora bardzo przypomina pierwowzór) to są plusy. Ale patrząc na ten film przez perspektywę pozostałych części terminatora ta wypada najsłabiej. Osobiście wolę jak to Terminatory przylatują do naszych czasów, bo jakoś inaczej sobie wyobrażałam świat po Dniu Sądu.
Zresztą co to za Terminator bez Arniego ;). Może jakby był pokazany dłużej niż 3 sekundy było by inne wrażenie. Bo chcecie czy nie to Schwarzeneger nadawał charyzmy tym filmom.
Z Arnoldem zgadzam się jak najbardziej:) Osobiście po obejrzeniu Ocalenia nie wiem czego chcę... niby schemat "dwie maszyny do przeszłości po coś" już jest zjechany przez trzy filmy, to jednak jestem nieco zawiedziony świeżym schematem terminatora. Świat po Dniu Sądu jest całkiem spoko tak jak zostało to przez Ciebie napisane. Spodziewałem się mnóstwa maszyn patrolujących tereny zamieszkiwane przez ludzi, ogólnie biede, smród i ubóstwo tak jak nakreślił To James. Zobaczymy co będzie dalej.
W 1 i 2 była inna linia czasowa, to była inna przyszłość, zmiany dokonane przez Sarę i spółkę spowodowały, że akcja Salvation rozgrywa się w alternatywnej linii czasowej. 'This is not the future, that my mother warned me about'W tej linii szybciej powstaje pierwszy T-800, w tej linii jest Marcus itp.itd. Oczywiście film McG(i scenarzyści) spartolił, choć nieźle przedstawili świat po apokalipsie, to terminatory zamiast straszyć przyprawiają o niekontrolowane wybuchy śmiechu.
Co do roli Connora, to w 2018 nie jest jeszcze przywódcą, Ruch Oporu ma innych przywódców, Connor traktowany jest jako 'fałszywy prorok' w jednej z wyciętych scen Ashdown wyśmiewa się z Connora....twierdzi że, uważa się ze mesjasza, a jego matka pół życia spędziła w psychiatryku. Myślę, że chciano przedstawić dojście Connora do przywództwa Ruchu Oporu, co wybitnie się nie udało, jak większość elementów składowych tego filmu.
Po prostu wielki John Connor się nie narodził, bo Reese zapłodnił Sarę uniemożliwiając jej przez to poczęcie dziecka z prawdziwym ojcem tego Johna z przyszłości. Dziecko Reesa i Sary jest zupełnie kimś innym, tylko nazywa się Johna Connor, ale to inna osoba.
Masz rację, ale wiemy o tym My, a nie twórcy Terminatora:) Oni nadal będą pokazywać Nam los Johna Connora, który pokieruje ruchem oporu do zwycięstwa nad Maszynami. W Tej chwili postać Johna z T3, która była trochę inaczej ukazana ponieważ ukazana jako słaba jednostka jest całkiem na miejscu, bo nie jest to ten sam John, który faktycznie doprowadził ruch do wygranej. Kiedy się nad tym dłużej zastanowić, to chyba tylko Twórcy T3 skumali o co biega i dlatego pokazali nam Johna takiego jakiego pokazali.
to nie jest tak bo john z pierwszych czesci specjalnie wyslal Kylea bo wiedzial ze ma byc jego ojcem, na tym polegala cala zabawa, wiec wszysto co zrobili nie powinno zmienic przyszlosci, a po drugie nie jest to czas w przyszlosci z ktorego przybyli terminatorzy w 3 pierwszych czesciach, maszyny dalej poluja na johna bo wiedza kim bedzie w przyszlosci, ludzie sa dobrze uzbrojeni jest malo terminatorow bo skynet jest jeszcze slaby,przeciez musi wyszystko zbudowac od nowa po zagladzie,dopiero zaczeli produkowac terminatory i wlasciwie rozwalili ruch oporu przez udana prowokacje z marcusem, wiec to dopiero poczatek wojny i teraz jest czas zeby jon przejal stery, im sie tylko wydaje ze cos namieszali, jesli john wiedzial by za duzo to by namieszal bo probowal by cos zmienic, musialo stac sie tak jak sie stalo to paradoks dziatka
eh, to flatego, że jeszcze w ocaleniu nie jest przywódcą:P Będzie później, mnie się tam cholernie podobało,
Podczas oglądania myślałam podobnie. W poprzednich częściach o Connorze mówi się prawie jak o Mesjaszu, więc spodziewałam się w 'Ocaleniu' działań godnych Superbohatera. Nic takiego się nie dzieje, choć rzeczywiście, gdy przywódcy ruchu oporu giną, jego kariera dopiero się rozpoczyna. Co do całości - wielki plus za efekty specjalne.
Racja, po stokroć wolę już Connora z trójki niż tego nadętego dupka, któremu najchętniej dałbym w zęby. Ode mnie 3/10. Po punkcie za scenerię, Sama Worthingtona, który świetnie zagrał(w przeciwieństwie do Bale'a) i za to, że w końcu akcja przeniosła się do przyszłości.