Bo ja uważam go za doskonały i wygląda na to, że, niestety, niewielu jest takich jak ja...
Ale jakie wady, jakiego typu ? Bo "nieuwagi" reżyserskie typu "na jednym ujęciu gościu zamyka drzwi, a na następnym są otwarte" nie robi na mnie wrażenia i nie biorę tego kompletnie pod uwagę.
No ok, sorry, źle się wyraziłem.
Ale we wcześniejszym poście napisałeś, że film ma wady jak każdy inny i ja się właśnie pytam, co to są za wady, bo ja ich mimo wszystko nie dostrzegłem ; )
oczywiście. najsłabsza jest postać John'a Connor. Cameron chyba nie mógł się zdecydować jakie cechy nadać temu nastoletniemu bohaterowi. raz jest dziecinny i niedojrzały żeby w kolejnej scenie z bez wysiłku wygłaszać filozoficzne mądrości na widok dwojga maluchów bawiących się atrapami pistoletów.
Kurczę, dalej nie kojarzę, ale przynajmniej już mniej więcej wiem gdzie to jest. A uśmiech Arnolda rzeczywiście epicki, niezapomniana scena ; D
A co do Johna...
Uwaga, mały SPOILER, trochę coś tam może zdradzić z fabuły.
Chłopak chyba po prostu zrozumiał jak bardzo sprawa jest poważna, bo przecież nagle w jego życiu pojawiło się dwóch Terminatorów, z których jeden próbował go pozbawić życia i zabił jego rodziców zastępczych. Nagle wszystkie dziwne słowa, zachowania i czynności jego matki miały swoje logiczne uzasadnienie. Nie mógł chyba już wtedy po tym wszystkim być takim gówniarzem jak dotychczas, no nie ?
Bzdura. Edward Furlong rewelacyjnie zagrał Johna Connora. Dziecinny i niedojrzały? Przecież on miał wtedy 10 lat (postać, nie aktor:) Ja nie wyobrażam sobie nikogo innego w tej roli. Trochę arogancki, pewny siebie ale także kochający swoją matkę. Znakomita kreacja.
Przeczytałem i zrozumiałem. Ale i tak się nie zgadzam z Twoją oceną postaci Johna Connora.
co racja to racja, mnie rownież Furlong bardziej przypasował do postaci Johnna Connora niż ten zjeb....ny Nick Stahl T3 ktory przez cały film zachowywał się jakby nie zdążył przeczytać scenariusza by na koniec poczuć sie wielkim przywódcą ( rozmowa przez mikrofon ) " kto mówi ? John Connor, kto tu rządzi ? JA :-D , żałośnie to wyszło jakoś jak dla mnie
Są błędy techniczne jak w każdym filmie: np.: z ujęcia na ujęcie zmienia się wygląd, liczba i umiejscowienie dziur po kulach w drzwiach od samochodu policyjnego.
Jakiś czas temu zarzucano trzy logiczne błędy temu filmowi:
1. Nie wiadomo w jaki sposób T-1000 przeniósł się w czasie skoro, według T1, przenosić się mogą istoty pokryte żywą tkanką.
Wyjaśnienie: możliwe, że T-1000 był pokryty żywą tkanką, której pozbył się tuż przeniesieniu w czasie.
2. Skoro wystarczyło pokryć T-1000 tkanką to czemu nie zrobiono tego samego z bronią laserową z 2029 roku?
Wyjaśnienie: Broń z 2029 zapewne wymagała amunicji, na którą mogły składać się substancje niedostępne lub bardzo trudno dostępne w 1984 i 1995 roku. Co więcej, owa amunicja/substancja, nawet odpowiednio pokryta żywą tkanką, mogłaby wywołać awarię całej operacji przenoszenia w czasie. Nigdy się nie dowiedzieliśmy jak dokładnie działał ten wehikuł czasu i jakie reakcje się odbywały podczas przenoszenia.
3. T-1000 pod koniec filmu chce zmusić Sarę by zawołała Johna, mimo iż sam może przybrać jej postać i to zrobić. Co więcej robi to chwilę później... więc jego zmuszanie Sary było nielogiczne.
Wyjaśnienie: w rozszerzonej wersji filmu dokładnie widać, że T-1000 nie działał sprawnie po zamarźnięciu w płynnym azocie i rozwaleniu na kawałki przez T-800 (scena z "hasta la vista, baby"). Jego nielogiczne zachowanie mogło być jedynie błędem programu po dość drastycznych przejściach.
Ja nie widzę więc żadnych dziur logicznych w Terminatorze 1/2, co jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że to jedne z najlepszych filmów sci-fi :D
Co do sytuacji nr. 3 - T-1000 chciał, by go zawołała, bo jak później zauważyliśmy jego stopy się "roztapiały " i John nie dał się nabrać na podstęp. Pewnie wiedział, że jeżeli sam zmieni postać i zacznie go wołać, to może mu się nie udać, dla tego kazał to zrobić jego matce.
I zgadzam się, że to jeden z najlepszych filmów Sci-Fi, czyli jest po prostu fantastyczny ; J
ad. 3 - a moja teoria jest taka
- T-1000 przybiera postać osoby ( o zbliżonej masie ) z którą ma kontakt - przez dotyk
- T -800 ma wbudowany program " samouczek " - analogicznie T-1000 też
wniosek - Arni nabrał T-1000 z budki telefonicznej podając zmienione imię psa - T-1000 chcąc uniknąć podobnej wpadki ( Sara mogła przecież inaczej nazywać syna niż Johna , np używając zdrobnienia lub umówionego sygnału ) i mamy taką scenę
może naciągane , ale kto wie ...
pozdrawiam :)
Wasze teorie też mają sens. Kurde, tak dopracowanych filmów już się nie robi :P
Właśnie o to chodzi i to mi się podoba w "Terminatorze 2" - zarąbiście zrobiony, nakręcony, przemyślany, wykonany, napisany i dopracowany. Dla mnie naprawdę najstersztyk. To nie jakiś dziadowski film o zabijaniu , uciekaniu czy maksymalnie naciąganych scenach, tylko po prostu porządne i ambitne kino, czyli tak jak powinno być !
Też dobra teoria. Dał się raz nabrać i nie chciał się dać wykiwać znowu, więc zaryzykował przybierając jej postać, ale ostatecznie i to mu się udało.
Wersja nie reżyserska jest lepsza. Nie ma w tej wersji sceny ze stopami, niepotrzebnych scen humoru, gdy Arnold się uśmiecha itd. Brakuje w standardzie jedynie sceny z Psem, którego imie znajduje Terminator.
Sam w sobie film nie jest zły. Porządne kino akcji/SF. Ma zapewnić godziwą rozrywkę i ją zapewnia ale dając mu 10 czułbym się jakbym miał nadać tytuł najlepszego samochodu w historii Fordowi Transitowi. Też świetnie spełnia swoją rolę ale nie można go porównać z jakimś powiedzmy Ferrari GTO.
Fajna sieczka ale nic poza tym. ;]
To wygląda tak, jakbyś nie chciał dać wysokiej oceny temu filmowi tylko dlatego, że jest on z gatunku akcja/Sci-Fi i produkcje tego rodzaju nie mają prawa być lepsze od dramatów i innych, bo po prostu tak, bo to kino rozrywkowe itd.
Powszechnie chyba się uważa, że takie filmy nie są dla mądrych ludzi, tylko dla mas, bo nie wymagają zbytniego myślenia, że to nie są wielkie obrazy, ani arcydzieła i na pewno nie można postać takiego filmu na równi z innymi produkcjami jak "Skazani Na Shawskank" itd.
A ja uważam, że "Terminator 2: Dzień Sądu" to film po prostu perfekcyjny w swojej klasie. Jest porażający i oszołamiający. Dla mnie to naprawdę ambitne kino i wcale nie przesadę, jeśli powiem, że uważam go za film lepszy niż "Leon Zawodowiec" czy "Siedem Dusz".
Ogólnie mało jest dobrych filmów Sci-Fi, bo oprócz "Terminatora" mamy jeszcze "Matrixa", "Incepcję", "Mrocznego Rycerza", "Gwiezdne Wojny" i chyba tyle....
Z tą miałką ilością dobrych filmów Sci-Fi to się niestety nie zgodzę, warto tu wymienić choćby kino spod znaku Stevena Spielberga - "Jurassic Park", "Bliskie spotkania trzeciego stopnia", "ET", czy choćby "Powrót do przyszłości" R. Zemeckisa. Dołożyłbym jeszcze "Obcego", "Mad Maxa" i pierwszego "RoboCopa" - wszystko co wymieniłem to klasyki, a jestem przekonany, że jest tego więcej... no i nie odmawiaj dobrego kina SF entuzjastom Star Treka, są jeszcze takie filmy jak "Faceci w czerni"...
"Terminator 2"... sentymentu nie mogę ukryć. Film oglądałem razem ze starszym bratem, mniej więcej w roku 1994 - czyli w czasie, gdy "dwójka" królowała na pułkach osiedlowych wypożyczalni, a mi wówczas brakowało do wieku przedszkolnego jeszcze trochę. Przyznam, że "Terminator 2" to również jedno z moich najwcześniejszych wspomnień dzieciństwa, no i te kultowe one-linery - "Hasta la vista, baby".
Wady? Po tylu latach nadal uważam, że jest to jeden z najbardziej dopracowanych filmów, jakie dane mi było obejrzeć. Wizualny majstersztyk, znakomity obraz, scenografia, modeling Stana Winstona... jedyne czego zabrakło (w chłodnej ocenie z dzisiejszej perspektywy) to surowego klimatu cechującego jedynkę, zawierającą w sobie również pewne elementy horroru. To była jednak zmiana konceptu - 18 razy większy budżet, więc można było zaszaleć i zrobić wyjątkowo dopracowany film akcji.
Ja tam jakoś wolę "dwójkę", co nie zmienia faktu, że cz. 1. też bardzo mi się podobała, bo dałem "8". Ale w sumie to czasami zastanawiam się czy nie podwyższyć noty, bo zgodzę się, że klimat tej części był "mroczniejszy/groźniejszy" i przez to wydawał się takim thrillerem/horrorem, był też bardziej niepewny co do zakończenia. Tak jakby bardziej trzymał w napięciu. No i przede wszystkim pomysł na ten film... GE-NIA-LNY ! "Dzień Sądu" był tak naprawdę tylko jego rozwinięciem.
A co do innych dobrych filmów Sci-Fi to jeszcze warto wspomnieć o takich produkcjach jak "Gwiezdne Wojny", "Incepcja", "Mroczny Rycerz" i kilka innych.
Ostatnio sobie po raz kolejny odpaliłem ten film w wersji rozszerzonej i w scenie pościgu jak T-1000 ścigał śmigłowcem do naszych bohaterów to zauważyłem, że miał "dodatkowe ręce" które nim sterowały kiedy ten do nich strzelał.
Jednak pomimo tej "wpadki" dalej uważam, że to najlepszy film kina akcji jaki kiedykolwiek powstał a efekty specjalne zachwycają po dziś dzień, więc na pewno obejrzę do jeszcze ze sto razy.
Dla mnie wadą filmu jest zakończenie, chodzi mi o moment gdy Arnie już ginie w ostatniej scenie. Potem następuje obraz przesuwającej się drogi i kilka zdań Sary Connor na temat przyszłości. Wypada to dość słabo. Lepiej było to zrobione w części pierwszej gdzie Sara przkracza granice meksyku a chłopak na stacji benzynowej robi jej zdjęcie które potem będzie miał w przyszłości Kyle. Takie zakończenie miało swój urok i było fajnym podsumowaniem całego filmu.
No tak, tylko zakończenie 2. części jest mawiązaniem do początku filmu, bo wtedy Sara też coś mówiła w tej samej scenografii. Powstała taka jakby "klamra" i to jest dla mnie fajne ; J
Gorzej. W oryginale zakończenie mówi, że przyszłość jest nieznana, nie można niczego być pewnym, trzeba patrzeć jednak optymistycznie. Pozwala po zakończonym seansie porozmyślać. W wersji aleternawynej, którą odrzucił Cameron stwierdzając, ze kończy się zbyt optymistycznie wobec tego filmu, jest zbyt mało mroczne jest trafnym stwierdzeniem.
Mam na dvd wersję reżyserską 2,5 h. a mija jak reklama. Chłonę całościowo ten film, Dla mnie mógłby trwac i 5 godzin z tym klimatem i akcją, rewelacja.
Moim zdaniem to dobrze, że mija szybko. Wolę krótszy film od dłuższego. Nie ma się kiedy znudzić, nie ma kiedy ziewnąć. Można wrócić do niego w każdej wolnej chwili, a nie poprzez ustawianie sobie całego dnia, bo film jest bardzo długi. "Requiem Dla Snu" trwa tylko 102 minuty, ale w ogóle mi to nie przeszkadza, również jest, jak dla mnie, arcydziełem.
Nie zgadzam się. Wersje rozszerzone, zarówno "Terminatora 1" jak i "Terminatora 2" są lepsze, lepiej obrazują całe uniwersum tego dzieła, co ja pisze, nie dzieła, a arcydzieła. Genialne filmy.
a co do wad, owszem, ma... trochę razi mnie niekonsekwencja w datach. Z toku fabuły wnioskujemy że akcja T2 rozgrywa się w 1994 roku, a John Connor ma 10 lat, ale jak może mieć 10 lat skoro Reese zapylił Sarę w 1984 roku? Zawsze sobie można dopowiedzieć że T2 dzieje się 1995 roku, albo kombinować z miesiącami, ale niestety mały zgrzyt zostaje. Jednakże nie aż taki abym nie mógł nazwać tego filmu przegenialnym.
A może ją "zapylił" na początku 1984 roku, John urodził się pod koniec tegoż roku, a akcja T2 dzieje się pod koniec 1994 ? Albo po prostu rocznicowo ma 10 lat i dlatego tak mówią ? No albo jest wcześniakiem, czy coś takiego. Mnie to absolutnie nie przeszkadza ; J
w T1 Reese przybywa do 1984 roku 12 maja (Boże, 6 dni po moich narodzinach :D :D ), a w T2 jak T-1000 sprawdza dane Connora to jego data narodzin to 28 lutego 1985, akcja T2 rozgrywa się bodajże w czerwcu, więc ni jak nie ma 10 lat :-)
Choć na wiki jest napisane że akcja T2 jest w 1995 roku, jednakże to nie zgadzałoby się z tym czego dowiadujemy się w toku fabuły, np. Arnie mówi do Johna że "za 35 lat przeprogramujesz mnie i wyślesz w przeszłość bym cię ochraniał" czyli 2029 - 35 = 1994.
Może to drobiazgowość z mojej strony, ale absolutnie nie z tych czepialskich, bo jak pisałem wcześniej, film ten jest dla mnie wręcz kultowy, dzieło na którym wręcz się wychowałem :-)
Poza tym ten misz-masz z datami w T2 to i tak pikuś w stosunku do tego co zaserwowali nam twórcy późniejszych gniotów jak T3, T4 czy TSCC, tam to dopiero są rozjazdy i debilizmy fabularne.
A ja powiem tak: olej to & enjoy yourself tym arcydziełem ; D
Btw.
Co to jest TSCC, bo jakoś nie mogę rozszyfrować ?
A także czy T3 i T4 są naprawdę słabe ? : (
właśnie kwestia tego, że wychowałem sie na tych filmach, obie części widziałem grubo ponad 100 razy, więc dlatego mi taki szczegół zgrzyta, ale jak pisałem, nie na tyle abym nie cieszył się filmem :-)
TSCC = Terminator: The Sarah Connor Chronicles, czyli Kroniki Sary Connor,
a T3 i T4 owszem, są słabe... o ile T4 jeszcze jakoś ujdzie, to T3 nie powinien nigdy powstać, popieprzyli tam całą chronologie (akcja rozgrywa się w 2004 roku, a John ma ...23 lata!), aktorzy zagrali piach (widać było że Schwarz odwala pańszczyznę, grę Stahla i w ogóle dopasowanie go do postaci Johna - przemilczę), no i poza tym te nieznośne wstawki komediowe, nie, ten film to padaka. Jako osobna produkcja s/f jest ok, efekty są, fabuła chwyta, ale jako kontynuacja Terminatora ssie po całości.
Czy ja wiem czy jedynka jest lepsza w wersji dłuższej. To już kwestia czego się oczekuje. Co do dwójki mimo, iż cieszyłem się po zakupie wersji dłuższej jeszcze w wydaniu QDVD i nowych scen to jednak zabierają nieco mrocznego klimatu, szkoda. Za to polecam wersje remasterowaną cześci pierwszej. Nie ma już tych dziwnych rysowanych błyskawic czy dźwięków broni nagrywanych w jakimś tunelu, gdzie słychać echo wystrzału. Jest naturalny odłos broni, tak na dworze jak i pomieszczeniu. Do tego poprawione odrestarowano wiele rzeczy na tyle, że film jest przyjemniejszy w odbiorze.