Znowu dowiadujemy się, że wydarzenia z poprzedniej części tylko opóźniają Dzień Sądu. To mogłoby dać odpowiedź na ważne zagadnienie dotyczące poruszania się w czasie: przyszłości nie da się zmienić, ale to by oznaczało, że Connor nigdy nie zniszczy Skynetu więc to musiał być tylko zbieg okoliczności. W każdym razie do 2001 wraca T-800 (Schwarzenegger) i oczywiście zły Terminator-laska T-X (Kristanna Loken znana z... w zasadzie znikąd). Jej kamienna twarz przerażała mnie chyba bardziej niż T-1000 w II części jak byłem dzieckiem - zimna suka.
Nie chcę się rozpisywać, bo w zasadzie mamy to samo co w poprzednich częściach: ciągła ucieczka i naparzanka, aż do znudzenia. Ewidentnie widać brak złotej ręki Camerona, ale za to zakończenie było dosyć fajne. Daje nadzieję, że to tylko film-korytarz i kolejna część będzie lepsza. Więc jadę dalej z tasiemcem. Zdravim Vas!