Zastanawiają mnie pewne kwestie dotyczące uniwersum terminatora.
1. W jakim celu właściwie Skynet wysyłał roboty by zabić Sarę i Johna w przeszłości? Przecież to nie ma żadnego wpływu na teraźniejszość. W ich świecie John Connor żył i dowodził ludzkością.
2. Skoro pierwsza próba zabicia Sary Connor okazała się porażką, to czemu Skynet nie wysłał T-1000, albo T-X jeszcze raz do roku 1984?
Chętnie poczytam co o tym myślicie.
Pozdrawiam ;)
1. Ale w alternatywnej przyszłości już ma, skoro zabiła by Sarę to w nowej linii czasowej już by Connora nie było i Skynet by wygrał.
2. O ile dobrze pamiętam to oba cyborgi wysłano jednocześnie, tylko jeden to 1984 roku, a drugiego kiedy John ma kilkanaście lat.
1. No to w takim razie takich alternatywnych wersji przyszłości może być nieskończenie wiele.
2. Trochę to bez sensu, bo jeśli wysłane zostały w jednym momencie, to gdy John ma już kilkanaście lat, faktem od razu jest, że pierwszy terminator poniósł klęskę. Więc po co miałby być wysyłany ten pierwszy do 1984 roku? Z kolei ruch oporu wysłał w jednym momencie Reese'a i przeprogramowanego T-800?
takie pytanie nie mają za bardzo sensu:D bo podróże w czasie są raczej nie możliwe, dlatego można wymyślać miliardy teori, i każda będzie inna :D
1. Tego to ja nigdy nie rozumiałem. Co ich obchodzi ta alternatywna przyszłość? Przecież żyją we własnej linii czasowej i nie powinni przejmować się innymi.
Oczywiście to tylko moja teoria:
http://img220.imageshack.us/img220/4091/linieczasu.jpg
1 - wysłanie terminatora w przeszłość, oraz cel jego powrotu, o ile taki jest możliwy i przewidziany
2 - wysłanie T-1000 by zabił nastoletniego Johna Connora(ale "Terminator 2" chyba jest nielogiczny względem "T1", więc pomińmy to)
3 - nieudana próba zamachu na Sarę Connor przez terminatora z punktu 1
3' - udana próba zamachu terminatora na Sarę Connor
1' - miesce powrotu terminatora, który zabił Sarę Connor w nieznanej, zmienionej przyszłości, prawdopodobnie bez terminatorów, gdyż to jego zniszczona część dała początek Skynetowi, tak, jak Kyle Reese Johnowi Connorowi(dzieci wysłały swoich ojców by ich "spłodzili")
W drugiej wersji, ze śmiercią Sary Connor, przyszłość z której został przysłany termiantor nie znika, ale nie ma do niej powrotu, dla samego terminatora, oraz wszechświata w którym ginie Sara Connor przestaje istnieć, ale nie przestaje istnieć tak w ogóle.
Ja tak to widzę.
Nie nagle, zobacz Reese mówi Sarze w hotelu, że jest nieskończenie wiele lini czasu...'pochodzę z jednej wielu alternatywnych wersji przyszłości'
Gdyby Connor zginął utworzyła by się kolejna linia/nić czasowa w której by go nie było, i w której maszyny wygrały by wojnę.
1. No to w takim razie takich alternatywnych wersji przyszłości może być nieskończenie wiele.
Tak, jest nieskończenie wiele linii czasowych, i alternatyw przyszłości...
2. Trochę to bez sensu, bo jeśli wysłane zostały w jednym momencie, to gdy John ma już kilkanaście lat, faktem od razu jest, że pierwszy terminator poniósł klęskę. Więc po co miałby być wysyłany ten pierwszy do 1984 roku? Z kolei ruch oporu wysłał w jednym momencie Reese'a i przeprogramowanego T-800
Drugi został wysłany w razie nie powodzenie misji T-800 w 1984, jeśli Sara byłaby by martw, to Connora też by nie było, ale Skynet chciał być pewny, że jednak go zgładzą.
I masz rację, tak to jest z podróżami w czasie, lepiej się nie zagłębiać bo i tak nie ma to sensu:-)
Też się nad tym zastanawiałem. Z tego co pamietam, może się mylę, ludzie wysłali Kyle'a i T-800 w przeszłość, gdy odkryli, że Skynet wysłał swoich "zabójców". Ale skoro Skynet ich wysłał, mimo tego wojna była faktem, John istniał w "przyszłej teraźniejszości", znaczyłoby to, że misja terminatorów się nie powiodła, więc nie było potrzeby wysyłać bodyguard'ów - Sara i John poradzili sobie bez pomocy. Poza tym John powinien pamiętać, że rozprawili się z robotami sami. Wysyłanie pomocy w przeszłość, skoro teraźniejszość już została zdeterminowana w korzystny sposób, było pewnym ryzykiem, że dodatkowe czynniki, które w założeniu mają pomóc, mogłyby coś zepsuć. Według mnie, historia byłaby bardziej logiczna, gdyby ludzie wysłali swoją misję zanim zrobił to Skynet, znając dokładnie jego plany. Ot wysłali pomoc w przeszłość, bo wiedzieli, że za chwilę zrobi to Skynet, a wtedy będzie już za późno. W ten sposób rzeczywiście mogliby działać z nadzieją na sukces, nie wiedząc czy nastąpi, aż do momentu wysłania w przeszłość terminatorów Skyneta. Gdyby Skynet nie wysłał terminatorów, Sara i John żyliby sobie spokojnie, aż do wybuchu wojny będąc pod czujnym okiem Kyle'a i T-800. Albo nawet i Kyle zarwałby Sarę i możemy gdybać co dalej. Może by przygotował Sarę i Johna na rolę jakie mają spełnić w przyszłości, ale nie byłoby walki z "elektronicznymi mordercami" ;) No ale gdyby Skynet jednak wysłałby swoich blaszaków, to resztę już znamy filmu. Podsumowując, zmiana kolejności wysyłania misji w przeszłość podratowałaby logikę zabawy czasem, choć i tak dla mnie nie ma to wiekszego znaczenia, bo film jest dla mnie klasykiem i bardzo mi się podoba.
Fabuła filmu ewidentnie wskazuje że ciąg sytuacyjny w przyszłości to :
Skynet skonstruował TimeMachine => wysyła nowiutkiego, niemal doskonałego zabójcę T-101. Ruch oporu zdobywa TimeMachine, wysyłają Kyle by ratował Sarę (Tworzy się nowa wersja wydarzeń gdzie KYLE jest ojcem dziecka).
=> Ale wysłanie T-101 zapoczątkowało nową Erę. Skynet zaczyna być konstruowany na bazie mikroprocesora wyjętego z Terminatora (Dyson mówił że nigdy nie wpadliby na te pomysły żeby nie ta technologia). Skynet nie zamierzał już ingerować w 1984 , bo to pozwoliło mu skonstruować doskonalszego Terminatora T-1000 (luźna teoria - nowego doskonalszego Skynetu jako innej linii czasowej).
Odnoszę to do obecnie wydawanego Terminator-Salvation, który rzekomo dzieje sie inaczej (nawet sam John to twierdzi). Można uznać że ingerencje zmieniły oblicze wojny w przyszłości (podstawy konstrukcji są te same, ale pewne szczegóły się pozmieniały i choć John jest ten sam, to dziwi się że świat nie wygląda tak jak mu opowiadano o przyszłości w czasie przeszłym :D )
moje hipotezy -
1. Gdyby zabito Sarę już w 1984 r. , to Connor w czasie wojny ze Skynetem przestałby istnieć , bo nigdy by się nie narodził .
2. T 1000 miał być 100 procentowym gwarantem , że tym razem misja zabicia Connora się powiedzie . Był nowocześniejszym , szybszym , praktycznie nie podatnym na fizyczne zniczenia zabójcą . Skoro już doskonały , choć starszy T 800 poniosł porażkę przy samej tylko próbie zabicia matki nienarodzonego przywódcy powstania , to nowszy Terminator miał do wykonania już trudniejsze zadanie - zabicie samego Connora , choć wprawdzie jeszcze dzieciaka , ale istoty która byłaby już w stanie uciekać albo ewentualnie walczyć w obronie własnej . To nie to samo co zabicie jajnika w czyimś łonie prawda ? Skynet po prostu wyciągnął wnioski z pierwszej porażki .
I to jest chyba najtrafniejsza i najbardziej logiczna teoria.Inaczej tego wytłumaczyć nie idzie.Ogladałem tylko dwa terminatory i wychodziło mi na to ze tam czas ciagle kręci się w kółko a sama wojna wybucha na podstawie odnalezionego microprocesora z fabryki w 1984 roku.
Odpowiem Ci na to bardzo prosto:
1. Alternatywna rzeczywistość
2. Film pierwotnie był robiony jako one shot czyli miał być tylko Terminator 1, w samym wstępie powiedziane jest, że Skynet już praktycznie został zniszczony, w akcie rozpaczy wysyła Arniego by zabił matkę Johna, tak więc ostateczna walka ma zostać stoczona w latach '80, Connor odkrywa te plany i wysyła zanim swojego człowieka.
Teraz odpowiedz na pytanie czemu nie wysyłąją innych do tego samego roku - bo to by było nudne, w kinie musi być coś nowego (T1000)
- bo chciano zarobić kasę (t-x)
- bo chciano zzarobić góre kasy na dzieciakach (salvation)
Jak spojdzeć na samo T1 to jest dość logiczny, pomijając fakt samej podróży w czasie, która jest fikcją.
Jeeezu, ludzie... Terminator to science fiction, przecież tam jest cała masa drobnych nieściesłości, ale uważam, że na tym właśnie polega przyjemność oglądania takich filmów - że wchodzisz w tamten świat i nie przejmujesz się tym, co jest nielogiczne. A jak masz jakąś zagadkę, to nieprzypadkowo. Akurat problem nr 1 jest raczej wyraźnie pozostawiony do własnej interpretacji. Zawsze tak mam, że jak zaczynam zastanawiać się nad sensem filmu science fiction, to coraz mniej mi się on podoba. Więc już tego nie robię. To chyba jasne, że te filmy nigdy nie miały w realnym świecie odbicia...