Fabuła wygląda tak: jakiś nieznany seryjny morderca zabija nauczycieli. Główny bohater, Andrea, przypadkiem trafia w sidła sprawy pomagając jednej z ofiar i widząc skrawek oblicza sprawcy. Od tej pory maniakalnie stara się rozwikłać tę sprawę.
Ni to giallo, ni to kryminał, ni film psychologiczny. Na ekranie nie oglądamy żadnego zabójstwa, wszystko tak w sumie snuje się po nudnej fabule, ze słabo wyeksponowanymi postaciami, zmierza do pustego i nic nie wyjaśniającego rozwiązania, którym reżyser chciał zaskoczyć i zmylić widza. Choć, niestety, finalnie wychodzi to temu dziełku na minus i tylko widza jeszcze bardziej rozdrażnia. Raczej szkoda czasu.
A tytuł odnosi się do figury jogi, którą uprawia Andrea. Ot, taki niby zabawny pstryczek