Gdzieś na wygwizdowie, w Stanach, spada meteoryt, wprost do jeziora. Los tak chciał, że akurat w tym jeziorze, na dnie, leżało sobie jajco plezjozaura. Podgrzana woda spowodowała wyklucie się monstera, i teraz szeryf ma pełne ręce roboty.
Nie ma się co łudzić, ,,Crater...'' jest filmem złym, ale twórcy jednak zadbali o to, aby ich dzieło nie przynudzało. Sprawnie balansują między, historyjką o dwóch pijaczkach, wynajmujących łódki turystą, a niby głównym wątkiem poczynań szeryfa. Bonusowo, otrzymujemy wątek lumpa gotowego zabić dla gorzały, zakończony kraksą samochodu, zepchniętego z urwiska. Sam tytułowy stwór, przyzwoicie animowany poklatkowo, pojawia się już po paru minutach. Niestety, mało jest scen z jego udziałem, winowajcą by budżet.
Kiczowate, absurdalne, urokliwe tanie kino, które o dziwo, nie przynudza.