PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10031380}
3,4 127
ocen
3,4 10 1 127
The Creeping
powrót do forum filmu The Creeping

Abstrahując od cherlawej fabułki, prócz maltretujących zawiasy napadów ziewania seans podsunął mi także kilka zionących grobem, nieświeżych refleksji.
Co roku tysiące ludzi organizuje np. terenowe naparzanki historyczne, w które miłośnicy retro łubu-du inwestują często pokaźne kwoty, żeby sobie obstalować średniowieczną zbroję szlachciury lub cały rynsztunek rzymskiego legionisty, wyposażenie woja wikingów albo napoleońskiego gwardzisty. Rozpiętość tematyczna rozmaitych imprez z udziałem międzynarodowych grup rekonstrukcyjnych jest szeroka i oscyluje pomiędzy spokojnymi familijnymi prezentacjami w ramach festynów, jarmarków, aż po konkretne rozpierduchy na ostro, po których trzeba nie tylko mozolnie i kosztownie wyklepywać blachy pancerzy, ale też składać do kupy pogruchotane kończyny i dręczone wstrząśnieniami mózgu czerepy.
Inni idą w swych pasjach jeszcze dalej. Wydają oszczędności życia, szukają sponsorów, zadłużają się lub chwytają wszystkich sposobów naraz, byle tyko mieć szansę zaryzykować wszystko i np. zejść w głębiny tudzież zdobyć najwyższe szczyty, skakać z samolotów albo górskich zboczy, zaliczyć szaleńczy spływ na śmiertelnych bystrzach, wyprawy do pełnych pełzającej śmierci dżungli, pustynnych lub polarnych pustkowi itd. I w tym wypadku każdego roku bilans ofiar podobnych szaleństw puchnie jak na drożdżach.
Na tym tle kręcenie filmów wydaje się rozrywką raczej niewinną, choć i tu śmierć zbiera swe żniwo za sprawą wypadków na planie, lecz może nawet częściej w przestrzeni okołofilmowej, gdzie nie brak okazji do wszelkiego typu nadużyć skutkujących pokaźną liczbą przedwczesnych zgonów.
Tak czy inaczej, po co komu wyimaginowane, generowane w komputerach straszydła, jeżeli potencjalnie przez świat przewalają się tabuny pasjonatów gotowych postawić wszystko na jedną kartę, byle tylko wprowadzić w czyn swe samobójcze ciągoty. Możliwość uskuteczniania tychże przed kamerami z pewnością przyciągnęłaby tysięczne rzesze na castingi, a co ważniejsze miliony przed ekrany, co zawsze skrzętnie wykorzystuje branża reklamowa pompując rynek.
Podsumowując, wszystko już jest: ludzie, kostiumy, motywacja, pasja, gotowość do ponoszenia ofiar, widownia, a w tle co prawda jedynie potencjalne, za to kolosalne zyski. Czemu by zatem nie spiknąć np. ekstremalnych surferów, szukających swej ostatniej wielkiej fali gdzieś u wybrzeży Nowej Zelandii, np. z fanami grunwaldzkiej imprezy „Na śmierć, nie na niewolę!” („Stawaj, psie!”). Ci ostatni wyposażyliby mistrzów deski w pięknie lśniące pancerze i nauczyli technik władania średniowiecznym orężem, a sportsmani, zakuci w stal od stóp do głów, usiłowaliby przed kamerami przetrwać do pierwszej i ostatniej wywrotki albo zrzucić przeciwnika w odmęty celnym uderzeniem kopii.
Oczami wyobraźni widzę też drakkary wypełnione żądnymi łupów wikingami, którzy mozolą się przy wiosłach na wodach Amazonki, by przy pierwszej okazji rzucić się do plądrowania indiańskich wiosek. Chciałabym też zobaczyć legionistów Cezara odmrażających sobie kończyny i padających z niedotlenienia podczas szturmu na zbocza Mount Everestu, atakujących obozowiska zdezorientowanych niedoszłych wspinaczy zawiniętych w ortaliony, którzy rozważali niemal każdą ewentualność, również chwalebną śmierć w objęciach lawiny, lecz nie pilum w tyłku lub ukrzyżowanie.
Fajnie byłoby również obejrzeć np. spadającą wersję Waterloo, gdzie odtwórcy wszystkich walczących stron byliby symultanicznie zrzucani z samolotów na wysokości umożliwiającej oddanie przynajmniej jednej salwy. Oczywiście trafienie kogoś w tych warunkach graniczyłoby z cudem, podobnie jak szansa na cięcie szablą lub łup w łeb wymachem kolby muszkietu, ale sam widok usiłujących tego dokonać uczestników mógłby być ciekawy, zwłaszcza, że zapewne nie wszystkim udałoby się w porę otworzyć spadochron, a przynajmniej część plecaków mogłaby zamiast ratującej życie czaszy zawierać np. pakiety konfetti i/lub ładunki szrapnelowe, detonowane zapalnikami uruchamianymi wskazaniami wysokościomierzy.
Wszystkie te propozycje mogłyby być kręcone zarówno ze scenariuszem, jak i bez jego zbędnego balastu, co przecież nie ujmowałoby im ekranowego rozmachu. Cóż, zamiast tego obejrzałam „The Creeping”, tak w życiu bywa.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones