Kickboxer, którego ojciec i narzeczona zostali zamordowani przez sługusów potężnego mafiosa, przeistacza się w zamaskowanego pogromcę przestępców...
"The Dark Angel: Psycho Kickboxer" to typowe kino klasy C z elementami martial arts. Fabuła to jakaś posępna parodia schematów kina zemsty i komiksów o superbohaterach. Co ciekawe, konwencja i stylistyka filmu, bardziej pasowałyby do wcześniejszej dekady: to w latach 80. triumfy święcili mistrzowie mordobicia pokroju Van Damme'a i Seagala, a żałosna ścieżka dźwiękowa i natłok wąsatych facetów przewijających się przez ekran, utwierdzają w przekonaniu, że twórcy zatrzymali się w rozwoju mniej więcej na etapie fuzji Run DMC z Aerosmith. Kto wie zresztą, ów obraz jest na tyle durny i obciachowy, że czasem można wręcz pomyśleć, że mamy do czynienia z zamierzonym pastiszem. W rozkosznej krainie zdebilenia, główny bohater z pewnością byłby nadwornym błaznem: kopie wprawdzie na prawo i lewo, ale i tak straszna z niego lebiega, a patrząc jak hasa po mieście w swym przebraniu ninja, ciężko jest się powstrzymać od śmiechu. Fanów ostrej młócki skusi z pewnością fakt, że omawiana pozycja należy do całkiem krwawych, znajdzie się tutaj nawet miejsce na kilka scen gore. Sensu za grosz, postacie kradzione z tysiąca innych filmów i koszmarnie przy tym zagrane, kuriozalne zwroty akcji, dialogi w sam raz na konkurs serów dojrzewających - niemalże "tak zły, że aż dobry". Niemalże, bo mimo wszystko wolałbym wrócić do "Samurai Copa", niż powtarzać seans tego gniota.