Dno i kilo mułu. Fabułę można streścić w 2 zdaniach. Końcówka debilizm totalny - nawet podwójny i zaprzeczający temu co działo się kilka minut wcześniej. Gdyby wyciąć akcje "grozy" wchodzenia po schodach i skradania się film trwałby 15 minut. Ale najbardziej denerwujące było chyba użycie słów "o mój boże". Tematyka praktycznie całkowicie zaprzeczająca istnieniu boga. Skoro równoległe wszechświaty istnieją wg filmu, to o jakim bogu może być mowa w rozumieniu naszych religii? Ale najwyraźniej scenarzysta to jakiś półmózg z bardzo ograniczonym słownictwem albo bardzo chciał wbić do filmu wątek boga :D. Ja rozumiem, że "o mój boże" to utarte powiedzonko i nawet jak ktoś nie wierzy w boga może go używać, ale do jasnej cholery 40x w jednym filmie? Co, nie ma innych zwrotów oznaczających zszokowanie/zdziwienie itp itd? Nosz ja prdl, litości! Już mamy coś innego ;) Nie polecam, zmarnowany czas.
OOoo stary, dobry znajomy :)
Kiedyś wymieniliśmy kilka trafnych ;p spostrzeżeń na temat Pomiędzy Nami Góry, ale jeszcze na moim starym koncie do którego skutecznie utraciłam dostęp...
To jak, zrobiłeś coś z tym zaciekawieniem? Pokusiłeś się? ;)
:)
Tam gdzie piszesz, to komentowałem w grudniu 2017 czyli powiedzmy te jakieś 3 miesiące temu, a konto ADZzz jest z maja 2017, czyli założyłaś wiedząc, że to drugie w przyszłości stracisz / zablokują ???
Co się stało?
Przypomnisz jaki był poprzedni nick...
Odnośnie tego tutaj, to owszem skusiłem się jak pisałem i powinno być widać, że oglądałem od co najmniej 2 dni, taka żółta gwiazdka a przed nią ocena przed dwukropkiem, a wcześniej napisane "ocenił(a) ten film na"...
Sam film nie był zły, pomysł całkiem fajny, no tylko poziom aktorstwa i wykonanie... brak komentarza na to ostatnie, ale może gdyby film dostał większy budżet i lepszą załogę, która zabrałaby się bardziej profesjonalnie, to wyszłoby coś naprawdę interesującego, bo tak to tak sobie, średnio mocno. Da się oglądać, ale trzeba być fanem podróży w czasie i tego typu SF i wykazać wiele wyrozumiałości i cierpliwości, bo słaba forma tego wymagająca.
Ktoś trafnie określił w innym temacie, że wykonanie kabin do teleportacji łamane na do podróży w czasie z szafek oklejonych w środku diodami LED, to kpina z widza, a owe laboratoria mogłyby raczej służyć jako domowe bimbrownie niż miejsce zgłębiania tajników czasoprzestrzeni i ja się z tym zgadzam! Zabrakło detali i jakości wykonania, jak pisałem - pomysł jednak nawet ciekawy.
Dokładnie tak jak napisałeś wiedziałam, że utracę dostęp do konta, bo mój stary komputer, w którym hasło było zapisane, po prostu odmawiał posłuszeństwa. Ponieważ jestem zaradna i nie znałam dnia ani godziny, kiedy laptop może nie odpalić, założyłam nowe konto. Dziś specjalnie spróbowałam go odpalić, aby upewnić się że Ty to Ty ;) i faktycznie to Ty hehe ;p
Poprzedni nick "anecia".
Miałam powiadomienie i nie sprawdziłam czy oglądałeś czy nie....
Wyczułam maluteńką uszczypliwość, ale doceniam, że podzieliłeś się ze mną swoimi spostrzeżeniami. Chyba jednak sobie daruję, może gdybyś dał 3 to przemyślałabym plany na dzisiejszy wieczór, a tak chyba wybiorę "Agent Gwiazdy " hehe.
Odnośnie poprzedniego konta pisałam nawet z administratorem, jest bezsilny. Z maila do którego było przypisane konto nie korzystam, hasła nie pamiętam, więc...kaplica.
Pozdrawiam Panie Detektywie ;)
Musisz postawić się w sytuacji innego, mam nadzieję poważnego |(przynajmniej w pewien sposób;) człowieka, który w czasach apokalipsy normalnych ludzi, a istnym obrodzeniu jak grzyby po deszczu trolli i zmroli różnej maści trzeba być ostrożnym, żeby nie powiedzieć podejrzliwym i bardzo nieufnym. Sam nie jestem nigdy pewny do końca, czy osoba pisząca do mnie jest naprawdę tym za kogo się podaje, a co dopiero mówić o powoływaniu się na jeszcze kolejną...
A "odrobina" uszczypliwości, to wybacz, ale musiałem, bo ta gwiazdka świeci mocno żółto na tym białym tle i osobiście nie rozumiem jak można jej nie widzieć, ale OK... Zdarza się. Zapomniane :)
Co do haseł, to tylko brniesz w strefę, którą wolę pominąć, bo jako, że od ponad 20 lat siedzę w komputerach, a jakąś tam z nimi styczność mam od ponad 30, to nie mieści mi się w głowie jak można być takim lekkoduchem i zrobić coś podobnego tzn. zakładać sobie konta, posiadać komputer/y, jakieś tam pewnie mniejsze czy większe dane cyfrowe (w końcu żyjemy w erze cyfryzacji;) i niczego nie zabezpieczyć, potocznie zbekapować (ang. backup), czyli porobić sobie jakieś kopie, chociażby jedną! Żeby nośniki były tak horrendalnie drogie jak kiedyś, ale gdzie tam! Teraz są tanie jak barszcz, w porównaniu choćby do cen sprzed dekady! Mój pierwszy pendrive kupiony w 2007, Sony 8GB (gigantyczna pojemność w tamtym czasie) kosztował mnie okrągłe trzy stówki! Loginy i hasła przecież z powodzeniem można sobie zapisać na zwykłej kartce papieru, nie mówiąc już o założeniu sobie małego notatnika / zeszyciku na owe! Sam uczę klientów do stosowania podobnych praktyk, bo jest to jedyna rada na wszelkie jakby co, a dodatkowo jest to sposób odporny na wszelkie apokalipsy technologiczne ;)
Widzę, że należysz do grona ludzi, którzy nieustannie budzą moje zdziwieni przeplatane niedowierzaniem w ich ciągłe istnienie, bo o ile jeszcze w zaciszu domowym taka sytuacja przejdzie, bo tylko Ciebie zaboli utracenie konta i danych z prywatnego komputera, to są mądrale zachowujący się podobnie w aspekcie zawodowym! Miałem styczność z ludźmi np. prowadzącymi biuro rachunkowe i na wskutek przepięcia spalił się komputer, główny w biurze jak się okazało i na nim były wszelkie bazy księgowe klientów oraz program Płatnika i co oczywiste - żadnych ich kopii! Chciałem im szczerze pomóc uruchomić ten komputer i jakoś odzyskać dane, lecz... podziękowali mi nagle w trakcie i pożegnano mnie bez żadnej zapłaty. Do dzisiaj nie wiem co oni zrobili, że prowadzili dalej ten przybytek, ja bym się do nich jednak nie udał już po nic, a na pewno nie powierzyć im moje rozrachunki.
Albo sytuacja sprzed tygodnia, brat sprzedał mi njusa, że dobrze nam znana znajoma beczy żałośnie jak prowadzona na ścięcie owca, bo dzieciak prawdopodobnie zrzucił przenośny dysk (tradycyjny, talerzowy) na USB i ten ... nie odpowiada! Trup! I co oczywiste... nie było żadnych kopii, jak się okazało niezwykle ważnych danych firmowych! Nauczka będzie kosztowała kobitę mnóstwo nerwów i 4500zł, bo na tyle znajomy serwis odzyskiwania danych wycenił usługę. A to cena "po znajomości"! Dzięki pośrednictwu brata...
Dobrym patentem jest karta gwarancyjna (o ile się je trzyma), bo na niej można nasmarować kilka związanych z danym urządzeniem loginów i haseł. Lepszy patent, to książeczka obsługi, tam jest zawsze więcej miejsca, to i więcej danych się zmieści, a jak później coś, to wiadomo, że to do tego, a w tym to i tamto... ;)
W 2005 przejąłem firmę, w której po roku wymieniłem cały sprzęt komputerowy, bo na poprzednim udało mi się przekonać właścicieli, że nie ma co rzeźbić. Założyłem wtedy kajet na wszelkie dane i hasła, firma dotrwała swego końca po prawie dziesięciu latach później, komputery wszyscy wspominali jako niesłychane i niezawodne, lecz po takim czasie i postępie były już "słabiutkie" i skończyły los gdzieś w piwnicy, natomiast notesik... przetrwał do dziś. Pomagałem ostatnio (ze dwa, trzy m-ce temu) właścicielce byłej firmy i dalej ma ten zeszycik, spisuje sobie w nim teraz swoje prywatne rzeczy :)
Tyle kazania, może od teraz zmienisz swoje podejście i uchronisz się na przyszłość od podobnych nieprzyjemności...
Również pozdrawiam.
P.S.
" ... może gdybyś dał 3 to ..." - przecież dałem więcej, a konkretnie o dwa więcej, bo 5! Jakbym słabiej ocenił, to wtedy byłabyś dopiero zainteresowana?!
Chciałam być zabawna, a wyszło jak zawsze ;p
Jesteś niesamowity ! Czuję się pouczona, całe szczęście, że nie skończyło się mandatem ;p!
Jestem bytem analogowym i o ile era cyfryzacji dla Ciebie jest środowiskiem naturalnym, ja się w niej czuję jak ryba bez wody. Pamiętam jak na osiemnaste urodziny ( początek pokolenia Y ) miałam do wyboru - pierwszy komputer albo maszyna do pisania...
Mam ją po dziś dzień, komputer kupiłam dopiero kilka lat później...
Gdyby zależało to ode mnie, to najchętniej korespondowałabym z Tobą listownie ;)
...nie wiem co napisać....
Nie zgadniesz skąd do Ciebie teraz piszę??
Z PRACY! :):):):):):)
Zrobiłam wszystko zgodnie z instruktażem, nawet złomek chętnie współpracował i hasło faktycznie tam było ! Oczywiście takie, że w życiu bym na nie nie wpadła ;p - tak swoją drogą.
Zwykłe dziękuję to za mało, ale....dziękuję.
Czasem kiedy mam wszystkiego dosyć ( tych trolli i zmroli, o których wspominałeś ) najchętniej stanęłabym na balkonie i czekała na kometę, aż pie@#$lnie i zamieni wszystko w pył, a Ty przywróciłeś mi wiarę w ludzką bezinteresowność!.
No jesteś Gość!
Od teraz jesteś moim najlepszym filmwebowym przyjacielem, czy tego chcesz czy nie ;)
Dziękuję
Dziękuję
Dziękuję
:):):):)
Bardzo proszę, proszę, proszę... nie ma sprawy :] :) :[] :D
Cieszy mnie niezmiernie Twoje szczere szczęście i radość jaką sprawiła Ci taka mała rzecz jak ponowny dostęp do starego konta :)
Choć osobiście przyznam, że nie sądziłem, że to może być aż tak proste i trzeba się będzie więcej nagłówkować jak odzyskać hasło na bardziej skomplikowane sposoby, a tu tymczasem ooo... to miłe!
Ogólnie, to gdy tylko mogę, to w wolnej chwili staram się pomóc, gdy ktoś ma problem, a ja przypadkowo (lub też nie;) znam jego rozwiązanie... No chyba, że mam do czynienia trollami czy innymi imbecylami: ostatnio jeden mi wpisał, że to, że się dużo tu udzielam i niby "pomagam", to tak naprawdę moje dowartościowywanie się i wywyższanie, bo mam smutne i puste życie... :O
Pozdrowienia.
I dzięki wielkie za te miłe słowa, zrobiło mi się miło, bardzo miło, bo na co dzień, to tylko tak jak napisałaś: smutek i deprecha przeplatane wściekłością i bezsilnością, bo na każdym kroku człowieka mieszają z błotem i chcą oszwabić.
Dziękuję, również :)
Aha, napisałaś pod koniec:
" ... Od teraz jesteś moim najlepszym filmwebowym przyjacielem, czy tego chcesz czy nie ... "
- to ja patrzę i zaglądam, zaglądam i patrzę, no i nic! Pusto! To ponownie zaglądam i patrzę, patrzę i zaglądam i ... i nic! Zaproszenia brak... A zwłaszcza, że koleżanek mam mało (prawie sami faceci) w znajomych, to każda nowa bardzo mile widziana:)
A szczególnie taka miła i z którą się tak miło rozmawia... ;)
Ale lukier, a to już po tłustym czwartku :[]
Nadrobiłam zaległość ;p
Ruch po Twojej stronie :)
Gdy kończyliśmy rozmawiać pod Pomiędzy Nami Góry i kiedy pisałam, że do zobaczenia, wiedziałam, że na Ciebie jeszcze wpadnę :p ( nie pytaj skąd - wiedziałam ), ale że w takich pokomplikowanych realiach - ja undercover, TY podejrzliwy, ja ślepo odmóżdżona, Ty uszczypliwy... hehe a na koniec ratujesz mnie z opresji, wsiadamy na konia i odjeżdżamy w stronę zachodzącego słońca :)
No, to... WITAJ!
(ponownie)
Tym razem oficjalnie!
Bez uszczypliwości i podejrzeń ;)
Jedźmy więc razem, we dwoje ;) w stronę tego nastrojowego światła... Cóż za romantyczna scenka ;D
P.S.
Ratować damy z opresji, to było zawsze moje marzenie!
:)
Hehe ;p
Przyjacielu, widzimy się zapewne niebawem pod innym tytułem, a domniemam, że korzystamy z podobnej strony online do oglądania propozycji filmowych z całego Świata ;)
Jeszcze raz Ci dziękuję i pamiętaj, że jestem Twoją dłużniczką:)
Wal jak w dym :)
Chociaż...to wal...hmmm....nie wiem czy damie wypada tak pisać hehe
:)
Hihihi! Wal jak w dym nawet pasuje do sytuacji i nie ma raczej żadnych negatywnych skojarzeń, natomiast samo wal wyrwane z kontekstu faktycznie nie najlepiej brzmi, a czy damie przystoi? Jakiś internetowy specjalista od savoir vivre by się przydał ;)
Natomiast inne powiedzonko z wal byłoby faktycznie nie na miejscu. Mam na myśli: wal jak w bęben...
Chociaż nie! Co ja plotę, nada się - do walenia po łbie tych wspomnianych mądralów z internetów :D
Jeszcze raz - bardzo proszę droga koleżanko, jak coś kiedyś jeszcze, to służę pomocną dłonią ;p
Niestety, nie zrozumiałeś tego filmu, choć dalibóg nie było tam nic wielkiego do zrozumienia. Straszliwy gniot, który z podróżami w czasie w ogóle nie ma nic wspólnego.
Trudno, szkoda, przyjmuję krytykę i jakoś będę musiał z tym dalej żyć ;)
Takich słabizn i średniaków to wybacz, ale ani nie poświęcam zbyt dużo uwagi jak oglądam, ani pamięci po obejrzeniu i... nie mogę nawet teraz polemizować, bo nic kompletnie już nie pamiętam odnośnie tego filmu! Czasem może jakiś badziew mi się lepiej wyrżnie w głowie przez swoją głupotę i absurdalność, ale ten... nic, zupełnie nul.
Tematyka Boga nie ma nic wspólnego z tym, co napisałeś. Teoria przedstawiona w filmie jest prawdopodobnie prawdziwa (a przynajmniej opiera się na niej większość współczesnej fizyki), a fizycy też mogą być ludźmi wierzącymi. I nie ma to jak przypisywać Bogu ograniczenia, bo "równoległe wszechświaty" ;)
Co do fabuły to jak najbardziej spójna, również końcówka, wystarczy trochę pomyśleć.
Aktorstwo i scenografia.. No cóż, kabiny teleportacyjne super xD
PS: Ja np. wierzę, że bóg stworzył wszechświat, ale później w niego nie ingerował, nadał mu prawa i tyle. A jednym z tych praw może być coś takiego jak przedstawiona w filmie sytuacja. "O mój boże!"
Jak nie ma nic wspólnego. Słowo bóg przez znaczącą większość ludzkości jest kojarzona z jakąś istotą/ludkiem, który niby stworzył wszystko. Jeśli są różne wszechświaty, to nasze wyobrażenie tego "ludka" można o kant sedesu roztłuc, więc w filmie o takiej tematyce, gdzie przenosimy się do całkowicie innego świata, gdzie słowo "bóg" może nawet nie istnieć, nie powinno być to nadużywane tak jak jest. No i sorki, ale większość fizyków i ludzi prawdziwie logicznie myślących jest niewierząca... no może nie do końca całkowicie wyklucza istnienie "stwórcy" (dla mnie np nie jest to żaden ludek ani coś mającego świadomość) ale na pewno większość z nich nie wierzy w tego opisywanego przez religie.
Nie będę się wdawał w dyskusję, co do końcówki, bo szkoda mojego czasu na dyskusję z osobą oceniającą ten film na 10 LOL!
Dla mnie również bóg miałby raczej formę niematerialną czy w ogóle niewyobrażalną, co nie znaczy że nie można wzywać jego imienia. Oceniłem na 10 bo wiele osób ocenia na zbyt mało, niż faktycznie zasługuje. Pozdrawiam
"No i sorki, ale większość fizyków i ludzi prawdziwie logicznie myślących jest niewierząca..."
Co za kompletna bzdura i mówię to jako osoba niewierząca. Twoje stwierdzenie jest tak mocno nacechowane światopoglądem że polecam jeszcze raz przemyśleć czy to co napisałeś jest w 100% prawdziwe.
Prędzej już bym się skłaniał do agnostyków którzy nie wierzą ale nie wykluczają jego istnienia (choć nie uważam by zachodziła jakakolwiek korelacja między logicznym myśleniem a wiarą w Boga). Bo przecież Bóg nie musi wcale przyjmować kształtu i formy zapisanej w religii. Nauka nie wyklucza istnienia początkowej siły sprawczej. Tak czy inaczej, polecam zrewidować swoją opinię :)
I oczywiście istnieje korelacja między religijnością a byciem naukowcem (w jakimś artykule czytałem że 2/3 naukowców nie wierzą w Boga). Jednak to nie wyklucza zdolności logicznego myślenia przez tych co naukowcami nie są. To jedynie ich zdolności analityczne predysponują ich do rozwiązywania skomplikowanych problemów. Nie ma to jednak wpływu na to czy zachowujemy się racjonalnie, czy racjonalnie w życiu podchodzimy do spraw takich jak szukanie partnera, wykonywanego zawodu, dbania o własną kulturę fizyczną.
Też powszechne jest myślenie że ludzie wykształceni nie wierzą w Boga więc coś w tym musi być. To jest błąd który polega na tym że mylimy korelacje ze związkiem przyczynowym. To nie jest tak że ludzi nie wierzą w Boga bo są wykształceni i nie wierzą w bajki. To osoby świata nauki nie wierzą w boga (w większości) z racji ich światopoglądu. A to oczywiste że ludzie nauki są tymi najlepiej wykształconymi - te dwie grupy po prostu się na siebie nakładają. Ale to nie wykształcenie wpływa na ich ocenę lecz światopogląd ukształtowany przez sposób ich piastowane funkcje w społeczeństwie.
Generalnie jest to ciekawy temat ale nigdy nie powiem że Boga można w 100% odrzucić jako koncept. Bo nasza ograniczona wiedza zawsze będzie sprowadzać się do tego że odpowiedź na ostateczne pytanie na temat natury Boga może być dla nas nieuchwytna na obecnym etapie rozwoju.
Pozdrawiam :)
Btw: ja też mówię "o bożeee" dosyć często w konwersacji i sytuacja wcale nie ma związku z osobą Boga.
Tak jak kobieta która uprawia stosunek z facetem i wzdycha "o boże!" wcale nie musi od razu myśleć "ta przyjemność jest od mojego Stwóry, dzięki Ci!" :) To nie tak działa
może inaczej: ma wpływ na to czy zachowujemy się racjonalnie, bo dokonujemy kalkulacji, swoistego rachunku zysków i strach.
Ale nie sądzę by była reguła że osoba gorzej wykształcona będzie ich nie podejmować :) można być zaradnym życiowo pomimo gorszych wyników w nauce. Może postępować racjonalnie w swoim codziennym życiu