Od dwóch lat, od pojawienia się tego filmu, zaglądam tu co jakiś czas i aż trudno mi uwierzyć, że ciągle było pusto tutaj. I chyba przyszedł czas, że w takim razie samemu trzeba wypełnić to miejsce choć niewielkim komentarzem i mam nadzieję, że choć trochę zachęcającym do obejrzenia :)
Co tu dużo mówić...
Choć początek może nie zrobić jakiegoś wielkiego wrażenia i na mnie nie ukrywam nie zrobił i po parunastu minutach oglądania podsuwał myśli, czy aby na pewno kontynuować seans(?), to jeśli tylko da się szansę temu obrazowi tak, jak to uczyniłem, to odwdzięczy się on pięknymi emocjami, które wywoła u niejednego co bardziej wrażliwego i emocjonalnie podchodzącego do życia widza.
Film jest po prostu świetny. Prosta, acz bardzo fajna historia miłosna, opatrzona w paru miejscach super muzyką, dobrze dobraną obsadą, a całość wypełnia niesamowity klimat, który wywołuje ogromne pragnienie bycia tam razem z nimi na owym festiwalu na pustyni w Nevadzie.
Jeśli więc to czytasz, a jesteś osobą bardzo uczuciową, nie potrzebujesz jakichś wielkich fajerwerków, ale pragniesz, aby dotknęło to twej duszy, to cóż więcej mogę dodać... ;)
I stało się, yuflovie. Obejrzałam. Fakt, pierwsze kilkanaście minut zastanawiałam się, co ja robię, ale potem się rozkręciło i nie żałuję seansu. Okołofestiwalowe ujęcia przepiękne.
Nie jestem obeznana w temacie dzisiejszych filmów romantycznych i w mojej głowie tkwił stereotyp, że będzie bardzo naiwnie, ckliwie i tanio, ale tutaj było też bardzo dramatycznie. Nie wiem, może to są standardy we współczesnym kinie tego gatunku, ale moje wyobrażenia (sprzed 15 lat, kiedy takie filmy oglądałam) były takie, że każda tego typu produkcja jest kierowana do naiwnych nastolatków.
Bardzo miłe zaskoczenie. Dziękuję Ci za polecenie. I prawda. Można się wzruszyć bardzo. Sama nie wierzę, że wczoraj pochlipywałam jak dziecko. Muszę się też przyznać, że również i dzisiaj myślę o tym filmie. Nastraja do wielu refleksji.
Zaskoczyłaś mnie, Jo.
Jooo.... hmm... brzmi znajomo ;)
Ale zaskoczyłaś nie tym, że obejrzałaś, ale że aż tak szybko dopadł Cię ten kryzys egzystencjalny i potrzeba zaznania tych pięknych emocji, niż ta codziennie pochłaniana pra-dzika ekscytacja na widok bestialsko rozszarpanych ciał noworodków skąpanych w morzu krwi.
Spodziewałem się raczej, że dopiero siwiuteńka, do reszty pomarszczona wisząc nad grobem obejrzysz w celu rozgrzeszenia ;)
Ale poważnie...
Jak chodzi o dzisiejsze standardy, to wydaje mi się, że ich nie ma jako tako. Jest owszem sporo tych takich faktycznie ckliwych romansideł, czy typowo pod nastolatki, w których Netflix się lubuje, a których z kilkanaście jednym tchem mógłbym Ci wymienić, obejrzanych na przestrzeni ostatnich kilku lat. Ale i opowieści miłosnych nawet dużo poważniejszych, niż w tym naszym filmie. Ale w nim z kolei wiele rzeczy bardzo fajnie się łączy w dawkach akuratnych, choć sam ten film nie odbił się jakimś szerszym echem i czasem mnie ciekawi, ile osób, które jeśli nawet z jakiegoś powodu się skusiły, to po kilkunastu minutach nie kontynuowały.
Jak mówisz o refleksjach, to choć żyjemy w świecie, w jakim żyjemy, to w tym filmie poza oczywiście ciekawą historią, atrakcyjnymi postaciami, uczuciem między nimi, muzyką, miejscem wydarzeń, bardzo mi się podoba takie oderwanie od rzeczywistości tego wszystkiego - od wszystkich problemów świata, które czy to sami widzimy na co dzień, czy też zewsząd media nas nimi bombardują.
Tutaj nie ma wojny, wypadków, głodu, cierpienia, krzywd ludzkich, koronawirusów etc.
Tutaj jest żywioł, miłość, wyzwolenie oraz niesamowity klimat, jaki towarzyszy takim festiwalom. I powiem Ci, że tak jak uwielbiam ten film, tak zawsze gdy oglądam go kolejny raz, to potem przez kilka dni dochodzę po nim do siebie, gdyż uderza on w najgłębsze pragnienia.
Cieszę się Jo, że nie okazało się to najgorzej zmarnowanymi 100 minutami życia. Ale gdybyś przez to miała na nowo odkryć siebie, to tego do końca życia bym sobie nie darował ;)
miłego popołudnia ....czy też cokolwiek w tej chwili słońce porabia u Ciebie :)
To chyba klimat świąt sprawił, że sięgnęłam po ten film. Tylko tyle i aż tyle.
W rzeczy samej! To jest film, który może faktycznie zmylić widza w pierwszych scenach. Bardzo szkoda, jeśli,(tak, jak piszesz) są osoby, które nie kontynuowały seansu.
Chyba faktycznie zapomniałam, że jest taki gatunek kina, w którym raczej nie widzi się ludzkich dramatów (oprócz, oczywiście rozterek natury uczuciowej) i chodzi mi, tak jak napisałeś o te naprawdę największego kalibru, jak wojny, głód i cierpienie (cierpienia naiwnych bohaterów horrorów do tego nie zaliczam). Dobrze jest czasem odpłynąć w taki świat, szczególnie, że rzeczywistość ostatnio się z nami nie pieści. Ten festiwal to jest jakaś magia. Ile kolorów, muzyki, różnorodności i pozytywnych emocji. Naprawdę, zaraz po seansie wygooglowałam sobie Burning Man'a, bo nie wierzyłam, że na festiwalach może być aż tak pięknie i kulturalnie.cCzy oglądając ten film zapragnęłam tam być? Oczywiście, że tak!
Powtórzę. I ja się cieszę, że mi go poleciłeś. Sprawdza się stare porzekadło "nie przekonasz się, póki nie spróbujesz". W moim przypadku przekonałam się, że takie filmy też niosą ze sobą ogromny ładunek emocjonalny, i co najważniejsze, nie są to tylko emocje natury miłosnej, ale i wiele, wiele innych.
Spokojnie, odkrywam siebie na nowo regularnie co jakiś czas;).
P.S.1 Bohaterzy mówią z pięknym akcentem, który uwielbiam. To była taka wisienka na torcie.
P.S.2 Filmowy Eric fizycznie bardzo przypomina moją wielką szkolną miłość sprzed epoki lodowcowej. Do tego Jo. Tutaj nie mogło odbyć się bez projekcji w mojej głowie :D.
Miłego wieczoru, bo myślę, że słońce u mnie porabia dokładnie to samo, co u Ciebie. Śpi.
I zakończyliście te młodzieńcze czeluście niczym bohaterowie filmu ... miałaś wrócić ale tego już nie zrobisz..odjechali n rybce po płomiennej nocy. jak dla mnie final filmu żenada. Całość dobra. Początek super. Potem poszukiwanie i klimat festiwalu niczym opener w Gdyni za moich młodzieńczych lat. Ale .. Czy młodość jest aż tak dziwna . Czy te intensywne miłości i związki zawsze tak bez sensu się kończą tylko by kogoś skrzywdzić. Przeciez ona nie miała motywu. Ten facet juz w połowie filmu powinien ja zostawić w tym słodkim trójkąciku w piaskownicy.
Końcówka dziecinada a przez chwilę myślałem że będzie 2 część :p . Bohaterowie filmu super jak klimat i walka samców o samice. Ale zakończenie plycizna. Mogli się bardziej postarać. By było bardziej głębokie bo w sumie nadal nie wiem czemu od niego odeszła... Bo jej nie zaufał. No cóż chyba też bym tego nie zrobił:p Ale młodość miłość i uroki pustynne podczas tego festiwalu.. to trzeba chyba przeżyć samemu na środku Nevada..
Miło się czyta Waszą korespondencję. Mi z filmu pozostało w pamięci super wykonanie piosenki Joy Devision. Ktoś wspomniał, że będą sceny dramatyczne i podczas oglądania scen z festiwalu bałam ze wydarzy się coś strasznego...i nie mogłam wczuc się w klimat, który Wam tak bardzo się podobał.