A to, co przykuwa najwięcej uwagi, to praca charakteryzatorki pracującej nad fryzurami dziennikarki. Więcej fryzur, niż walk Johna Wicka w pierwszym filmie.
No i oczywiście początkująca dziennikarka rozgryzająca układ finansowy, który jest tak skomplikowany, jakby go uczeń podstawówki wymyślił. Oczywiście zgodnie z trendami Hollywood, ta najmądrzejsza musi być czarnoskóra.
I jak w durnej komedii, koleś nie widzi, że pod jego biurkiem siedzi złodziejka.
Może ktoś lubi tę aktorkę, ale jej "gra" wywołuje we mnie boleści. Mimika twarzy, jak u przedszkolaka.
Kandydat na prezydenta USA bez najmniejszej ochrony. Kto chce to bez problemu ma do niego dostęp.
Do tego, żeby wziąć widza na litość, zupełnie nic nie wnoszący do meritum wątek ze zdrowiem ojca czarnej dziennikarki.
"Wszyscy ludzie prezydenta" to arcydzieło ... a tego, nawet z braku laku nie polecam.
Gdyby nie Brian Cox, dla którego zdecydowałem się na obejrzenie, to tę produkcję można spuścić w kiblu.