... ale taki jaki lubię. Trochę w starym stylu, powolne tempo i brak jumperów, jest nawet tripek jak z Odmiennych stanów świadomości Russella. Film pozostawia mocny niedosyt, ale mimo wszystko można zobaczyć jak Rob Zombie sprawdza się w poważniejszej konwencji. Oczywiście wszystko lepiej brać z dużym przymrużeniem oka. Początek jak słuchają Velvet Underground i naśmiewają się z Rush nawet zabawny.
Co mnie zastanawia to Matthew Barryman, Sid Haig, Clint Howard i Udo Kier w obsadzie. Czyżbym coś przegapił? Nie widziałem żadnego z nich. W ogóle mam wrażenie, że film miał duże cięcia budżetowe i zrobiony został małym kosztem.