Nie, film mnie nie powalił. Taki na raz. A myślałem, że po house of 1000 corpses po Robie mogę
się spodziewać czegoś mocnego... Niestety. Ale miło było znów zobaczyć jego żonę na ekranie. No i
oczywiście, muzyka dobrana idealnie, jak do każdego jego filmu. Z tym, że... nie widziałem ani
jednego dobrego filmu o wyznawcach szatana. No dobra, nie, Dziecko Rosemery było spoko, a tak
to żenada. (no, ok jeszcze illuminaci w Eyes wide shut też na +) A szkoda, bo to bardzo ciekawa
tematyka.
Proponuje ponowny seans. Ja za pierwszym razem przysnąłem a za drugim stwierdziłem że to najlepszy horror jaki ostatnio oglądałem.