Wy zatwardziali maniacy japońskiego ringu, odpowiedzcie mi, czego do kur** nędzy można w tym nie zrozumieć?! Piszecie że "amerykańską lubi więcej osób, bo jest przeznaczona dla głupich ludzi, zaś japońską mało osób rozumie", więc ja was pytam: czego można w tym nie zrozumieć?! Co jest takiego łatwego w USA a tutaj tak "trudnego do zrozumienia" ?!
Chyba ostatni raz napiszę Ci cokolwiek, bo to TY wydajesz się być twardogłową osobą. Nie chodzi o rozumienie treści, chodzi o zrozumienie specyficznego klimatu kina azjatyckiego, innej kultury (niekoniecznie symboliki), które to czynniki powodują u widza przyzwyczajonego do produkcji z kręgu kultury europejskiej zniechęcenie. Jeżeli nie przemawia do Ciebie ta kultura to nie będziesz miał żadnej przyjemności z oglądania "Ringu". Obejrzyj sobie takie pozycje jak "Pusty Dom" (pogodny dramat) czy bardziej Lynchowski(więc może przez to łatwiejszy w odbiorze po paru filmach w/w reżysera, choć nie w zrozumieniu) "Iron Man". Każdy film azjatycki ma odmienny sposób ukazania wydarzeń od kina związanego z naszym kręgiem kulturowy i o to ludziom chodzi z tym "niezrozumieniem".
Aha, zaczynam rozumieć, ale mogę mieć do Ciebie prośbę? Powiedz, dlaczego "nie trawisz" wersji USA ok? Wydajesz mi się jedną z nielicznych osób, które wola japoński ring i potrafią to wyjaśnić ;)
Nie trawię go, ponieważ moim zdaniem, ta historia okradziona z azjatyckiej symboliki staje się hmmm pusta. Coś jakby nie pasowała do tutejszej kultury, jak zombie do azjatyckich filmów ;) Rozumiem, że można lubić ten film w wersji USA tak jak można cenić bardziej Infiltrację niż Infernal Affairs, ale dla mnie coś po drodze zginęło w adaptacji amerykańskiej Ringu. Sam cenię amerykańskie horrory klasy B, jako dobre kino rozrywkowe, ale horrorów, w których buduje się napięcie, Amerykanie raczej nie umieją tworzyć (chlubny wyjątek to m.in. Shining).
To ja zaś mam inaczej :) Mi bardzo podoba się w wersji USA właśnie to, że został obdarty z swojej "japońszczyzny", tzn: zamiast wielu paranormalnych (cechujących produkcje azjatyckie) zdarzeń, mamy racjonalne fakty i realne dochodzenie. Również podoba mi się pomysł zrobienia całego filmu w odcieniach zgniłej zieleni i błękitu, przez co film staje się bardzo wyraźny. Pod tym względem akurat, japoński wypada tak... bezpłciowo ;) Widać różne gusta... ;) pozdrawiam
To i ja swoje trzy grosze dorzucę/
Amerykański "Ring" w żadnej mierze nie równa się z "Ringu" z kilku powodów.
Jest taki cukierkowy, wypieszczone kadry, wszytko dokładnie z jak najlepszej strony widać, że dużo kasy poszło na to, żeby osiągnąć taki właśnie efekt co odrobinę godzi w klimat filmu. Oczywiście można poczuć się niepewnie w pewnych momentach, ale już pierwsze sceny ograbione z klimatu jaki posiada oryginał. Był bardziej surowy, i chociaż za to nie można na filmie wieszać psów to chociaż zaznaczę, że bardziej mi to odpowiadało.
Nie rozumiem również dlaczego z Sadako amerykanie zrobili małą, słodką dziewczynkę... ona została wrzucona do studni już jako nastolatka, po pierwsze nawet w dwóch pierwszych nie była zaprezentowana jako małe dziecko, po drugie w prequelu została do studni wrzucona jako nastolatka co jest już chyba dosyć dobitne...
Prequel - rok 2000, a remake made in USA 2002, także są przekłamania w stosunku do wersji japońskiej, a że fabuła jest prowadzona na wzór oryginalnej takich przekłamań nie powinno być, gdyż to TA SAMA historia, a nie historia zaprezentowana inaczej (jak to miało miejsce chociażby w TCM '74 i potem w remaku z '03)
Te powykrzywiane twarze, fajny chwyt, ale tylko jak sie widzi "Krąg" po raz pierwszy i jest remake, bo po oryginale wydają się one niezbyt przekonujące, normalnie zarysowane przerażenie wygląda inaczej.
No i ścieżka dźwiękowa... bardziej skąpa pomaga budować klimat... wreszcie styl reżyserii... Verbinski poszedł na styl typowy dla Hollywoodu - z dużym rozmachem. Tutaj jest wszystkiego oszczędnie, za to z niesamowitym wyczuciem. Te przybliżenia na twarz, odpowiednie budowanie suspensu.
No i wspomniana owa symbolika, inny styl gry aktorskiej - ale to już czysty subiektywizm. Jedno jest pewne - "Ringu" to podwaliny podgatunku i chociażby dlatego Nakacie należy się szacunek.