Jak powszechnie wiadomo, Bracia Strach, oczyszczają ulice miasta królewskiego Krakowa, ale być może bardziej utylitarni może byliby jako konterfekt wielce ambitnego filmu The Ring, który jasno wykazał różnice pomiędzy Europą a Azją. Dlaczego? Europejczycy bowiem boją się ghuli, zombie, szkieletów, duchów, upiorów, strzyg, wampirów, sadystcznych morderców, straszliwych potworów etc, natomiast Azjaci - jak widać po ostatnich łże-produkcjach - lękają się panicznie telewizorów, pralek, maszyn do pisania, ulotek, kaset wideo, komputerów i sedesów, co bez wątpienia w równym stopniu utrudnia im rozliczne czynności życiowe, ale i przyczynia się do kreowania fałszywego obrazu geniuszu "azjatyckiej grozy". Osobiście jednakowoż natego typu filmach mam okazję do śmiechu i złośliwości, ponieważ uważam, iż horrory czy thrillery pozbawione wątku psychologicznego są nudne i śmieszne. Wiem, wiem - the Ring ma podłoże psychologiczne, a jakże. Przecież to nasz podświadomy lęk przed studnią, klapą w podłodze czy na wpół rozłożoną córeczką farmera, atakującą z zaświatów roznegliżowane pary zakochanych. Nie będę już wspominał o samej treści feralnej kasety, która poza faktem, iż jest obrzydliwa i obsceniczna, nic nie wnosi do fabuły, będąc jednocześnie jej głównym elementem. Ogólnie rzecz biorąc, film, którego fabuła w swym niebycie jest fabułą, zakrawa raczej na rodzaj kiepskiej humoreski, aniżeli przerażającego filmu grozy. Trudno więc o inną nazwę dla tej grupy dreszczowców, jak wprowadzony przez moją skromną osobę termin Bracia Strach. Dziękuję za uwagę.