PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=34565}
6,9 221 588
ocen
6,9 10 1 221588
6,5 11
ocen krytyków
The Ring
powrót do forum filmu The Ring

Porażający!

ocenił(a) film na 10

Nie wierzcie zakusom Złego i Oli, to Andrzejuszek ma rację! :o) Najważniejsza jest kolejność oglądania filmów. Ja zacząłem od amerykańskiego, zupełnie przez przypadek zresztą, bo, jak się okazało, w kinie, do którego poszedłem, grali tylko tą wersję. Film wciąga od pierszej sceny, kiedy to ta śliczna czarnowłosc nastolatka straszy swą koleżankę opowieścią o tajemniczej kasecie. Dalej jest tylko lepiej. Po dziesięciu miutach człowiek ma ochotę uciec z sali. To jest najbardziej sugestywny horror jaki w życiu widziałem! Wracając jednak do kwestii: amerykański/japoński, to myślę, że do drugiego seansu, gdy zanmy juz fabuę, podchodzi sie o wiele bardziej sceptycznie. Obejrzany przezemnie jako drugi film japoński oceniam najwyżej jako niezły. [ostrzegam lojalnie: spoilery] Tam jest pomysł, ale realizacja jest raczej średnia. Gra japońskich aktorów mnie nie przekonuje, fabua jest mniej rozbudowana, a za dużo rzeczy jest powiedziane bezpośrednio, ze tak powiem banalnie. Wątek paranormalnych mocy (zwłąszcza w wykoniu nauczyciela fizyki) ociera się w moim odczuciu o filmy o Gozilli, a to wybieranie wody wiadrami... ech. Ten film jest bardziej prozaiczny, że ośmiele się tak powiedzieć. Rozbawienie na sali wywołują japońskie krzaczki w gazecie, a zachowanie niektórych bohaterów (te nagłe napady emocji i krzyki) mogą nie być dla europejskiego widza przekonywujące. W wersji amerykańskiej dostajemy absolutnie bezbłędne wykonanie audiowizualne filmu plus zankomitych aktorów. Dzieciak głównej bohaterki grał tak, że zastanawiałem się, czy nie ma czegoś wspólnego z kasetą. Ogłuszający huk przejeżdzającej kolei nadziemnej jest znakomitym dopełnieniem momentu, gdy główna bohaterka przegląda zdjęcia, które zrobiły ofiary kasety podczas swego wyjazdu. To już nie jest drapieżny i zbyt agresywny atak dżwięku, jak w oryginale. Tutaj komponuje się znakomicie z tłem. Scena z szalejącym koniem jest rozegrana doskonale (aż mi łezka z radochy pociekłą :o). Jest też rozmowa głównej bohaterki z lekarką z wyspy, sen z nagłym przebudzeniem, albo moment, gdy ojciec Samary odwraca się z hakiem w ręku. Film z przeklętej kasety jest też fajniejszy i dłuższy. Przyznaję, że w scenie odnalezienia ściany domu na wyspie reżyser zbyt prostacko przypomina nam ten fragment przeklętego filmu, ale to wyjątek od reguły. Może i akcja nie jest tak spójna jak w oryginale, ale imho wcale na tym nie traci, wręcz przeciwnie. Wszystko przecież ma tu być dziwne, niezrozumiałe, a przez to przerażające. Ten film to majstersztyk. I tyle. Wersja japońska się nie umywa. Howgh.

ocenił(a) film na 6
kaduceusz

re:
Cześć, o mnie mówisz?? ;)

Przy całej swojej życzliwości dla Amerykanów nie mogę się zgodzić na nazwanie "Ringu" majstersztykiem, naprawdę.
Uproszczenia fabularne i chaos sprawiają, że widz się boi, ale nie zawsze wie czemu. Wizualnie film jest atrakcyjniejszy - kolory, atrakcyjna Naomi Watts - tego nie można remake'owi odmówić.
Film z przeklętej kasety (udało mi się dzięki zwiastunom obejrzeć go kilka razy) jest mniej klimatyczny, ale bardziej dosłowny (odcięte palce, ludzie wijący się w mękach, skacząca kobieta) - dlatego mi się NIE podoba. Japoński był sugestywny, zostawiał większe pole wyobraźni.

Rozumiem, że widzom przyzyczajonym do estetyki filmów zachodnich "Ringu" się nie podoba - bo akcja powolna, bo aktorzy tacy do siebie podobni (to akurat ma uzasadnienie psychologiczne).
Ci, którzy mają szersze horyzonty polecam "Ringu", który jest zakorzeniony w japońskiej kulturze.

Nie lubię w kinie dosłowności, zwłaszcza, gdy oglądam horrory, bo strach jest wytworem wyobraźni, którą trzeba umiejętnie i delikatnie stymulować.

ocenił(a) film na 10
Ola

A tak, o Tobie też :-)
[dalej będa spoilery]
Nie zgadzam się (no trudno, żebym się zgadzał :-). Jeżeli któryś z filmów jest bardziej dosłowny to japoński. Ta scena, w której nasz fizyk mówi "ja tez mam moc" i łapie dziadka, by wydobyć z niego wspomnienie o procesie/demonstracji mocy wróżbiarki z wyspy zupełnie mi się nie podoba. W wersji amerykańskiej o fakcie, że Noah jest ojcem dzieciaka dowiadujemy się późno (a może ja poprostu coś przeoczyłem? ;-). Nie pomnę pozatym czy w "Ringu" Samara jest adoptowana. To w połączeniu z faktem, że jej "matka" nie mogłą mieć dziecie daje imho znakomity efekt.
Aktorzy nie są do siebie aż tak podobni. Podobni to byli w "Schyłku lata", gdzie do końca filmu zastanawiałem się kto jest czyim mężem , żoną, siostrą, bratem etc. Albo w "Gosford parku". Koniec dygresji. :-)
Nie rozumiem tez co masz na myśli pisząc: "uproszczenia fabularne", bo wersja mde in USa jest dłuższa, bardziej rozbudowana, powiedziałbym, pełniejsza. Dla samej sceny z czarnym rumakiem jestem w stanie zapomnieć scenarzyście kupę pozostałych nieścisłości i, nazwijmy je tak, logicznych niedopowiedzeń. Motyw przetrzymwyania Samary w szpitalu (nagranie na taśmie z biegającymi jak szalone wskazówkami zegara albo przesłuchanie ze słowami "Ale ja chcę.") też jest dla mnie bardziej klimatyczny niż scena, w filmie japońskim, gdzie Samara zabija siłą woli.
Ja nadal obstaję przy amerykańskiej wersji przeklętego filmu. Jest dłuższa. Niby bardziej dosłowna, ale raczej surrealistyczna niż prozaiczna. Mnie denerwowała "zaszorowana", że tak powiem, wersja japońska (była już tyle razy przegrywana, że się zjechała? ;-). Ten szalony profetyzm nadaje jej tylko smaczku. Dla mnie jest właśnie bardziej sugestywny. Nie przepadam za minimalizmem :-) A pozostawianie pola wyobraźni mam w książkach. W filmie chcę obrazu.
Jeszcze pozwolę sobie odnieść się do owego zakorzenienia w japońskiej kulturze. Sądzę, że dla widza z zewnątrz jest ono za słabo zaakcentowane. Myślałem, że tego więcej będzie, zwłaszcza po scenie, gdy fizyk przyznaje się do soich zdolności paranormalnych. Spodziewalem się jakiejś zasłyszanej w dzieciństwie opowieści o demonach (którą mógł dziecku opowiedzieć dziadek, przy okazji sceny wspólnego połowu ryb), czy czegoś w tym stylu.
A sugestię ignorancji wybaczam, ale żeby mi to było ostatni raz! ;o)

ocenił(a) film na 7
kaduceusz

Pierwowzór jest lepszy, bardziej klimatyczny. Jest filmem grozy pełnym niedopowiedzeń.
Amerykańska wersja stosuje tanie chwyty, wszystko musi być wyłożone na blachę, pokazane,
by widz nie musiał nawet myśleć.
W poniższym linku masz górnolotnie opisane czym się różnią te wersje :)
http://esensja.pl/magazyn/2002/10/iso/12_01.html

ocenił(a) film na 7
kaduceusz

Amerykański Ring oglądałam sama w nocy i z pewnością mogę stwierdzić, że tego nie można nazwać horrorem. Fakt, jakiś tam klimat był, ale jedyną straszną sceną było to kiedy Samara odwiedziła męża głównej bohaterki. Reszta to jakieś nieporozumienie. Z resztą zachodni reżyserzy stawiają na pięknych aktorów, którzy poza urodą nie mają nic do zaoferowania. Japończycy zdaje mi się lepiej oddają klimat horroru. Sam pomysł na film dobry, ale wykonanie leży. Japońska wersja była .. no cóż, pokuszę się o wyrażenie - lepsza.

użytkownik usunięty
kaduceusz

ten film w ogóle nie jest straszny dla mnie jest wręcz żałosny....

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones