Oryginalny, japoński "Krąg" był filmem złym, który nie potrafił ani stworzyć atmosfery, ani zaciekawić, a fabuła im dalej szła tym więcej absurdów nam sprzedawała. Film doczekał się jednak popularności i jakieś 4 później Amerykanie postanowili zrobić własną wersję. Zazwyczaj po prostu kopiowali wszystko reska w kreskę chcąc zarobić szybką kase niskim kosztem.
O dziwo "The Ring" zrobił wszystko dobrze, a właściwie, zrobił dobrze to czego nie zrobił nawet oryginał.
Zbudował atmosferę grozy, zaciekawił i nie był tak potwornie nużący. Historia również jest znacznie ciekawsza i ma wiecej sensu, kiedy pozbyto się całego bullshitu z psychokinezą.
Zmieniono także imię naszej złej dziewczynki z Sadako na Samarę.... nie wiem po co, ale w porządku.
Tak czy owak fabuła jest znacznie bardziej tajemnicza. Dostajemy tylko odrobinę wiedzy o tym kim jest Samara. Pod tym względem przypomina ona Michaela Myersa z pierwszych dwóch części "Halloween" z tą różnicą że Samara jest bardziej tragiczną postacią i wykazuje jakieś ludzkie uczucia. Czyli zupełnie odwrotnie niż Sadako w oryginale.
Są jednak dwie rzeczy do których muszę się przyczepić. Mianowicie do muzyki i do Davida Dorfmana.
Zaczne od tego drugiego. Ten chłopak jest dosłownie wku*wiajacy. Sprawia tylko same kłopoty i jest jak kłoda drewna. Nie wykazuje kompletnie żadnych emocji, majac na twarzy ten sam pusty, odmóżdżony wyraz... albo nawet jego brak. Cieszę sie że tak mało go w tym filmie, bo ciężko było mi na niego patrzeć.
A teraz danie główne - muzyka. Na poczatku myślałęm ze to Christopher Young komponował muzykę, bo w sumie mało który kompozytor jest brany do muzyki "horrorowej". Byłem nia zawiedziony z tego powodu, że nie brzmi jak muzyka z horroru. Ok, jest mroczna, jest przygnębiajaca, ale swoim brzmieniem jest czymś co bardziej pasowałony do smutnej baśni, albo do filmu dla dzieci a nie do horroru. Cały seans przywoływałem w głowie tylko inne znane mi kompozycje z horroru które bardziej by pasowały do danej sytuacji.
Wszedłem na fw chcąc film ocenić i wpisać ten oto komentarz i widzę nazwisko Zimmera. Taa... gośc który ma na swoim koncie dwie albo trzy dobre soundtracki i miliard innych nudnych i monotonnych porwał się na muzyke do horroru. O Zimmerze sie nie wypowiadam, bo swoją niecheć już wyraziłem na innym forum... ale zbaczam z tematu.
Poza szczegółami "Krąg" jest horrorem bardzo dobry, jest bardzo dobrym remakiem który całkowicie przebił swój pierwowzór. Polecam
Ee tam, ja myślę, że japoński "Krąg" jest gorszy od remake'u przez to że jest... japoński. A bliższe nam są realia amerykańskie niż kino azjatyckie. Poza tym "Ring" made in USA nie zawiera jakichś udziwnień jak to, że np. Sadako żyła w studni 30 lat podczas gdy Samara żyła zaledwie tydzień (to wyjaśnia, dlaczego kaseta zabija po upływie siedmiu dni). Oprócz tego jest bardziej nastrojowy (muzyka i ponure, szare zdjęcia) i potrafi zaintrygować widza, podczas gdy japońska wersja raczej skupia się na historii. Oglądasz to i ciekawi cię to, co będzie dalej. Nie ma tu tego klimatu, co w remake'u.