Amerykanie zaczęli kopiować japońskie filmy grozy i to jedna z "ofiar" tego występku.
Po pierwsze - jest tylko jedna rzecz, która bardziej mnie się spodobała w stosunku do oryginału. Otóż muzyka wykonana przez Zimmera siłą rzeczy musi być lepsza, bo to genialny kompozytor. Niestety potem nie jest już tak kolorowo...Wszytko co można było zostało tak samo nakręcone co nie może się podobać fanom horroru. I w tym miejscu udowodniam przykładem, że istnieją remake'i, które nie kopiują wszystkiego. Mam tutaj na myśli film "Teksańska masakra piłą mechaniczną" z 1974r. i jej remake z 2003 roku. No i dla tych co nie wiedzą - niech obejrzą, a przekonają się, iż są zasadnicze różnice w obu tych filmach (w oryginale i remake'u). Wracając do wątku, bo nie o zażynaniu piłą łańcuchową tylko o straszeniu tu mowa to mogę powiedzieć tylko tyle, że poza jedną sceną (w studio nagrań) nie ma nic strasznego, pozostaje tylko klimat (sceneria kiedy główna bohaterka podróżuje) oraz gra aktorska, która i tak jest średnia. Kolejny aspekt to fakt, iż nawet japoński "Ring" to tylko komercyjny obraz, więc nie trzeba było kręcić tego jeszcze raz skoro ta historia nie ma metafabularnego wyrazu, a posiada jedynie znamiona ekranizacji dobrej książki. Następny zarzut, bardziej osobisty to taki, że ludzie sięgać będą częściej po amerykańską wersję zamiast japońską, a to jednak oryginałowi należy się hołd pomimo tego, że remake też smakuje. Podsumowując - Ring to dobry film, ciekawe spędzenie czasu, ale pamiętajcie o tym, że istnieje japońska wersja, która jest najlepsza z wszystkich trzech, bowiem poza amerykańskim remakiem jest także koreański. A ocena odnośnie tego obrazu to: 7/10.