Sędziwy klasyk kina eksploatacji od małżeństwa Findlayów. Sędziwy nie tyle nawet ze względu na wiek, co na formę: "Touch of Her Flesh" amatorką bije po oczach na kilometr, niedostatki strony techniczno-realizatorskiej próbuje się zaś zatuszować przy pomocy niesutającej parady nagich biustów. Już podczas otwierającej sekwencji dostajemy bodaj najdłuższą grę wstępną w dziejach: oto goła od pasa w górę parka obściskuje się w łóżku, wyraźnie czekając, aż zostanie nakryta przez głównego bohatera. Ten zaś, choć teoretycznie psychol pierwszej wody, okazuje się być wysoce nieciekawą postacią. Po drugiej stronie barykady mamy zastępy prostytutek i tancerek go-go, których głównym zadaniem jest masowanie się po brzuchach i (w zamyśle: lubieżne) ściskanie piersi. Clou programu, czyli sceny rozbierane, czy też, jak kto woli - erotyczne, zrealizowane zostały bez cienia polotu i wloką się bez końca. Dorzućmy do tego szczątkowy (i - nie okłamujmy się - nieskończenie durny) scenariusz oraz tragiczne aktorstwo, a otrzymamy w zasadzie kompletny obraz tego, czym jest film Roberty i Michaela Findlayów. Dla badaczy grindhouse'owej konwencji z pewnością "must see", co nie zmienia faktu, że jest to gniot nieprzeciętny.