Zauwazyliscie, jak czesto (i celowo) tworcy zmieniaja klimat filmu?
Zaczyna sie to wszystko jak jakis dramat spoleczny o gangach, wyciagaja kolesia, leja
przed domem itd.
Potem mamy film o grupie motocyklistow i ich wolnosci, cos a la East Rider.
Potem horror typu "opetanie".
Potem jakies przedziwne nawiazanie do lat 50-tych i tamtejszych "buntownikow".
Potem typowy slasher, czy nawet cos w stylu "Pily" - przemoc, tortury itd.
A potem to juz zupelny kosmos...