... że Michael Jackson naprawdę jest muzycznym królem, w pełnym tego słowa znaczeniu. Ten film jeszcze bardziej mnie w tym upewnił i pokazał, że ten facet był prawdziwym profesjonalistą, a na dodatek czuł muzykę całym swoim sercem. Od początku doskonale wiedział, co chce robić i jak. Oceniam cały film przez pryzmat jego bohatera, który dla mnie jest symbolem prawdziwej sztuki i jedną z najciekawszych i najprawdziwszych osobowości, przynajmniej na tyle, ile mogę wywnioskować z jego muzyki. Prywatnie nie słucham niczego w podobnym stylu, ale muzyka Jacksona po prostu jest otwarta na wszystko: kiedy on chce, żeby coś się w niej znalazło, po prostu sięga i bierze to sobie, nie zamykając się na nic. Widać, że ten człowiek żył muzyką i tańcem, to było jego żywiołem, i to właśnie jest uosobienie prawdziwego artysty, który potrafił stworzyć coś swojego i unikalnego.
Ponadto, gdyby ta trasa koncertowa doszła do skutku, byłoby to najbardziej efektowne show i najważniejsze wydarzenie muzyczne od bardzo dawna. Po czymś takim świat pokłoniłby się Jacksonowi tak, jak na to zasługuje. Dobrze, że chociaż mieliśmy okazję to zobaczyć w tym filmie.
Nie będę wypowiadać się na temat plotek na jego temat, bo nie jestem ani osobą, która miałaby prawo go osądzać, ani to nie jest odpowiedni czas na to. Był genialnym muzykiem i wybitną postacią, to wystarczy.
Filmu nie będę oceniać, ale dla Michaela 10/10.