Ostrzegam na wstępie że pojawią się lekkie spojlery. Jeśli ktoś lubi taką konwencję to film może się podobać. Ja już w sumie nie gustuje w tego typu filmach jednak i tak mam w miarę pozytywne wrażenia. Jedyne co mnie irytowało to ten śmieszny, powierzchowny wątek miłosny doczepiony na siłę. Dodany pewnie po to żeby jak najwięcej osób znalazło coś dla siebie i wybrało się do kina. Dobrze że nie był rozbudowany jednak miał jakieś słabe podstawy i był ciągnięty przez twórców jakby na siłę. Portman zaczęła inaczej patrzeć na Thora dopiero wtedy kiedy był na wpół rozebrany i zobaczyła jego umięśnione , wyrzeźbione ciało. Wtedy zaświeciły się jej oczy czy też można by powiedzieć pojawiła się cieczka :p. Po tym zachowywała się jak nastolatka, który trochę głupio lata za obiektem swoim westchnień bo jest przystojny i napakowany i żadne tłumaczenie czy też fakt że gościu zachowuje się jak wariat nie pomaga. Jak ćma do żarówki. Nie przekonało mnie to że miłość rozwinęła się tak szybko i już pod koniec filmu była gotowa oddać za niego życie.
Może potraktuj to jako odskocznie od standardu w pewnym sensie. Filmowa miłość to utopia, a tutaj mamy zwykłe ziemskie, życiowe zauroczenie :)
Ale ogólnie zgadzam się, wątek miłosny, jak zazwyczaj, na siłę...
Wątki miłosne niech lądują w komediach romantycznych. Do filmów akcji więcej posoki!, oto moje postulaty.