Ten film zwyczajnie tego nie potrzebował. Nie ucierpiał co prawda wiele, pomijając fakt że obraz był nieco ciemniejszy w naszych kochanych, ciężkich i niewygodnych okularach. Odnoszę jednak wrażenie, że w 2D zapewniłby dokładnie tę samą dawkę rozrywki co w zrobionym na siłę i oczywiście dla zarobienia większych piniędzy 3D. Nie widzimy przecież Mjollnira wyskakującego z ekranu, natomiast bitwę lodowych potworów oglądałoby się o niebo lepiej w 2D, gdyż zwyczajnie łatwiej byłoby nadążyć za rozgrywającą się na ekranie akcją. Trójwymiar jak zwykle miał posłużyć oddaniu głębi obrazu, jednak na co komu głębia, kiedy sam film jest świetny i ogląda się go z przyjemnością. Zawiera wiele elementów humorystycznych, co mnie wyjątkowo zaskoczyło - sądziłem, że w fabule nie znajdzie się na to aż tak wiele miejsca. Aktorzy również spisali się dobrze. Obawiałem się trochę, jak Hemsworth poradzi sobie z rolą Thora - w końcu to jeszcze mało doświadczony aktor. Okazało się jednak, że puszczenie chłopaka od razu na głęboką wodę dało pozytywny efekt - jego twarz jest póki co mało znana (zwłaszcza w blond peruce i utlenionych brwiach), więc pozwalała bardziej skupić się na wiarygodnym odbiorze filmowej postaci. Dodatkowym atutem jest fakt, że twarz ta, jak i pozostała część ciała, są na miarę prawdziwego młodego boga, co zachęciło do obejrzenia filmu również i kobiety, z reguły nie będące dużymi fankami komiksowych ekranizacji. Dużym zaskoczeniem, jeszcze w czasie produkcji, był dla mnie fakt, że do obsady dołączyli naprawdę znakomici aktorzy - Hopkins, Portman i Skarsgard. Zdecydowanie pozytywnie wpłynęło to na całokształt - ci aktorzy nigdy się nam przecież nie znudzą. Hopkins pokazał, że nawet w jego wieku można pozwolić sobie na zagranie w lżejszej produkcji (jeśli można tak nazwać całkiem wysokobudżetowy film), a jego postać wręcz wzbudzała najwyższy szacunek. Podobnie w przypadku Portman, która wciąż obija nam się echem w pamięci jako Nina z "Czarnego Łabędzia". Dziewczyna dowodzi jednak, że nie zamierza od tej pory odrzucać ról pretendujących tylko i wyłącznie do Oskara, ciesząc tym samym nasze oczy (od wielu lat jestem ogromnym fanem zarówno jej talentu, jak i urody) i z góry odrzucając wszelkie obawy dotyczące roli Jane. W dodatku scena w zwolnionym tempie... - wtajemniczeni wiedzą o co chodzi :) Efekty specjalne stoją na wysokim poziomie (jedyny minus za pioruny w bramie Bifrostu), podobnie z muzyką i efektami dźwiękowymi (brawa za odgłos Niszczyciela wydobywający się z jego puszkowatej głowy podczas niszczenia wszystkiego dookoła). Zaskakuje również końcówka - widz liczy na typowy happy end, a tymczasem los sprawia, że bohaterowie będą musieli jeszcze trochę na siebie poczekać. Film ma oczywiście także i słabsze strony, jak choćby niewiarygodnie szybka przemiana bohatera. Czyżby wystarczyło spotkać piękną i inteligentną panią doktor, aby z dnia na dzień wyzbyć się wszelkiej dumy? A może to kara wygnania podziałała niczym karny jeżyk i sprawiła, że bohater momentalnie odnalazł w sercu pokorę? Są to jednak drobnostki, na które można przymknąć oko - na "Thora" wybieramy się bowiem głównie po to, by przenieść się na chwilę w nieco odrealniony świat pełen magicznych krain i kroczących po ulicach Megazordów. Samego komiksu nie miałem okazji nigdy czytać, więc nie mogę stwierdzić czy film wiernie odwzorował jego najważniejsze aspekty. Mogę jedynie stwierdzić, że jest jak najbardziej wart obejrzenia, o ile jest się fanem wybuchowej mieszanki efektów specjalnych (w jak najbardziej pozytywnym tych słów znaczeniu) i ciekawej fabuły z wieloma niespodziankami.