Filmowy "Thor" to tak naprawdę mało wyrazista amerykańska rozgrywka, którą zapomnimy zaraz po skończeniu oglądania. Brakuje mu iskry, brakuje błysku tego czegoś (co miał np "Iron Man") i przede wszystkim brakuje emocji. To wszystko jest nudne, źle zrealizowane. Przemiana Thora z cynicznego i aroganckiego wojaszka w prawego i potężnego wojownika jest po prostu strasznie powierzchowna. Tak samo jak te jego cierpienia z utraty boskiej mocy. W ogóle olano te rzeczy, mimo iż to właśnie one zajmują większość część filmu.
"Thor" zawodzi także przy akcji, bo jeśli mamy traktować go jako film akcji, to na ekranie powinno się mimo wszystko coś dziać. A tak naprawdę wspomnianej akcji jest tutaj jak na lekarstwo, a ta która już jest, przedstawia się słabo. Nie ma ani w niej jakiegoś dramatyzmu, ani ciekawych ujęć, jakiejś wartej uwagi choreografii, ani jakiejkolwiek krzty emocji.
Cały film zresztą i to widać wyraźnie, że jest to jeden odcinek, który akurat w tym przypadku jest zapowiedzią "Avangersów". Na plus zaliczam jednak Chrisa
Hemswortha, który jednak wycisnął coś z tej postaci, którą mu dali scenarzyści i sprawił, że jego bohater naprawdę daje radę. I choć do Starka w wykonaniu Downey'a Jr, czy Wolverina Jackmana mu daleko, to przynajmniej wyróżnia się na tle dość bezpłciowej obsady - mimo iż w gwiazdorskim wydaniu. Portman robi za kogoś z kim bohater będzie się parzyć, Hopkins i Skarsgard zagrali chyba tylko dla kasy, a Russo nam tu tylko statystuje. Nieźle wypadł za to Hiddlestonm, chociaż zdarzały się dużo lepsze czarne charaktery.
Innymi plusami są jeszcze humor - mimo iż w większości przypadków dość schematyczny, to jednak potrafi bawić, mnóstwo nawiązań do uniwersum Marvela ("To
kolejna zabawka Starka?" hahaha xD) oraz scenografia świata Asgard. Ale to wszystko. Film do obejrzenia i zapomnienia.
cóż, z większoscią powyższych słów się zgadzam. poza tym, że z humorem to tu raczej cienko. chyba tylko ten jeden wspomniany powyżej 'dowcip' wywołał u mnie uśmiech.
co do samego filmu, nie spodziewałam się niczego oh i ah, ale jednak sądziłam, że będzie to dobry film na nudny wrześniowy wieczór. niestety dzięki seansowi wieczór ten stał się jeszcze bardziej nudny, a film oglądałam z przerwami co pół godziny. w końcu po tych dwóch godzinach wymęczyłam go.
jedyne co tu uznałam za warte uwagi to efekty specjalne - ładne i kolorowe. bohaterowie w moim odczuciu byli ledwie naszkicowani lekką kreską, właściwie brak kilku z nich z drugiego planu nie zrobiłby różnicy. no i ta N.Portman. sama jej obecność w filmie skutecznie psuła mi widoki. niestety, ale nie lubię jej oglądać.
Film do obejrzenia i zapomnienia.[2]