Film jest jak zestawienie mistrzów świata w piłce nożnej z przypadkową grupką dzieci osiedlowych kopiących z nudów puszkę po konserwie. Przy czym dzieci ostatecznie wygrywają.
Film ma ten sam problem jaki był z kapitan Marvell, z Black Adamem czy z Visionem. Zbyt duża moc w stosunku do przeciwników. Do momentu w którym Bob uświadamia sobie swoją moc film ma jeszcze jakąś rację bytu, potem zaczyna się już klejenie fabuły. Czarna wdowa irytuje schematem, Bucky znowu musi szukać ręki po okolicy, Walker to taki niespełniony Kapitan Ameryka, Valentina to wręcz Drake z Venoma, Bob to czasami literalnie Venom, Duch i Taskmaster to postacie widoczne, ale jednocześnie niewidoczne.
Dobrze za to wypada Red Guardian w roli wiecznie pozytywnego taty. Dzięki niemu momentami czuło się, że film idzie w kierunku parodii Avengersów i naprawdę wielka szkoda, że tak się nie stało.