Dwóch mężczyzn, niegdyś pracujących dla jednego szefa, zostaje okaleczonych przez swojego pracodawcę (facet ze stalowym garbem - wtf?!). Jeden traci ręce, a drugi - nogi. Aby pomścić swoje krzywdy, zaczynają trenować kung-fu, adekwatnie do swoich "niedyspozycji". A że co dwie głowy to nie jedna, razem będą niemal niezniszczalni...
Cholera, dziwny to film. Chociaż zabierając się za film akcji z Hongkongu z lat 70., niby wiedział czego się spodziewać. Lecz czegoś takiego, gwarantuję, jeszcze nie widzieliście. Fabuła to prosta historia zemsty, ale też podnosząca na duchu historyjka o tym, że nie wolno się poddawać, kalectwo ciała jest niczym w porównaniu z kalectwem umysłu itp itd. Wiecie o co chodzi. Oczywiście najlepsze są tu sceny walki (całkiem sporo) z udziałem tytułowych, "kalekich mistrzów". Wiem, że pójdę za to do piekła, ale jak pierwszy raz zobaczyłem scenę finałowego pojedynku - mistrzowie vs ich oprawca - omal nie popłakałem się ze śmiechu. Jeśli lubisz takie dziwne jazdy, to zdecydowanie jest to film dla ciebie.
8/10