ten klasyk zajmuje 606 miejsc w rankingu. CO za porazka
!!!!! ten film zasługuje na top 10
Bynajmniej film , który zdobył najwięcej Oscarów w dziejach wypadało by by był przynajmniej w TOP 20. Ale temu filmowi średnią zaniżają trole i pseudointelektualiści ,dla których Titanic jest zbyt banalny jak na ich wielkie umysły(-.-) bo nie potrafią dostrzec dzieła w prostym ,ponadczasowym, przesłaniu...
"ponadczasowe przesłanie" to nadużywany w filmach B i C kategorii łzawy melodramat osadzony w tle filmu katastroficznego; zresztą melodramat, jak sama nazwa wskazuje, potrzebuje dramatycznych okoliczności. Nic tam więcej - poza osławionym już wcześniej bohaterstwem orkiestry i losem pasażerów z dolnych pokładów - nie ma!
a co Ty chciałeś w filmie katastroficzno/melodramatycznym ? Odpowiedzi na wszystkie filozoficzne pytania świata ? Soryyy...Film nie musi być ambitny aby był ponadczasowy. Choćby "Płonący wieżowiec" , "Przeminęło z wiatrem", który z nich jest ambitny ? Titanic jest ponadczasowy a Ty należysz do mniejszości nie doceniającej go.
Piszemy o rozrywce, czy o sztuce? Sztuka ma nas nie zadowalać a zastanawiać i przez to ROZWIJAĆ (co nie przeszkadza, że również bawić, przestraszać, zadziwiać czy co tam jeszcze).
Dla ugody powiem, że na mojej liście najlepszych filmów jest sporo takich stricte rozrywkowych - jak choćby "Pół żartem, pół serio" czy "Rzymskie wakacje".
Ja piszę o filmie. Nie rozdrabniam sie w jakieś kategorie metafizyczne , z których powinien sie skladac lub nie. Mi sie podobał.
A czy dramatycznymi okolicznościami nie jest fakt tonięcia statku i prawdziwa zakazana miłość dwóch osób? Poza tym nie chodzi tu o sam motyw romansu, a o dokładną próbę zobrazowania tej katastrofy. Pokazał to bardzo realistycznie. Ja oglądając ten film setny raz mam łzy w oczach, wczuwając się w tę tragedię tysiąca osób. Świetnie i z ogromną precyzją pokazał ostatnie godziny statku jak i samo zatonięcie, za to należy się wielkie uznanie. W moim odczuciu Cameron nie zrobił tylko romansu w tle z katastrofą, tylko na równi to pokazał, i zrobił to bardzo dobrze. Mogłabym esej napisać na ten temat. (dobranie aktorów do prawdziwych uczestników rejsu, uczestniczenie w badaniach pod wodą, dokładną rekonstrukcję holu, kabin, jadalni etc...) Przypuszczam, że dokładniejszej wersji wydarzeń z 14 kwietnia się nie doczekamy, bo nie musimy, on zrobił to 16 (!) lat temu. Chociażby za to powinno się ocenić ten film wysoko.
Tylko osoby o ograniczonym spojrzeniu na film, potrafią dostrzec jedynie wątek miłosny w dziele Camerona. Film obfituje w gro kontrastów, zestawień, wewnętrznej bitew pomiędzy tym co przyjęte, a tym co potrzebne. Gryzienie się z własnym "ja", wyznanymi wartościami oraz celami jest dostrzegalne na każdym kroku czy to w postaci kapitana Smitha, czy Ruth, a nawet Molly Brown. Film zawiera w sobie zobrazowanie walk z ogólnie zakorzenionymi konwenansami. Z jednej strony mamy wielki światek nuworyszów uciskający "swym" butem mniejszych, po czym w mgnieniu oka, to ci mniejszy wiodą prym i wydają rozkazy pokazując swą świetność. To jest kwestia psychologiczna "Titanica", jednakże nie jest ona jedyną, i nie ostatnią, którą można wymienić. Kolejną, bardzo mocno wyeksponowaną jest artystyczna strona filmu, o której nieraz już tutaj pisałem. Aby się jednak nie powtarzać, pozwolę sobie wstawić tutaj fragment mojej wypowiedzi z innego tematu.
" Pierwsza to swoista wycieczka po wspaniałościach transatlantyku, zagłębiane się w jego strukturę, wygląd, style. Cameron tak sprawnie przedstawił prezencję statku, że widz czuje się niczym pasażer tegoż feralnego rejsu. Przedstawiając poszczególnie pomieszczenia na myśl przychodzą wystroje wielkich, monumentalnych pałaców, które wiodą prym i prześcigają się w pięknie i rozmachu. Pokoje Rose są niczym pałace wersalskie Ludwika XIV, Wielkie schody swoją monumentalnością oraz przepychem przywodzą na myśl przepiękne kompleksy pałacowe okresu klasycyzmu francuskiego czy chociażby polskiego, jadalnia to kropka w kropkę renesansowe pomieszczenia florenckiej rodziny mecenasów Pazzich czy Medyceuszy"
Może to trochę złośliwe, ale: pewien mój krewny, historyk z zawodu, uznał Matejkę za wspaniałego artystę, bo >> tak wszystko dokładnie, szczegółowo i zgodnie z historyczną prawdą potrafił namalować <<.
Matejko nie był wielkim artystą - był wspaniałym malarzem-rzemieślnikiem! Cameronowi też tego nie odmawiam.
Ciekawe którzy malarze według Ciebie byli artystami a którzy tylko rzemieślnikami. Vincent van Gogh był artystą czy nie był? Michał Anioł był czy też może nie? Leonardo da Vinci? Claude Monet? Pablo Picasso? Salvador Dalí? By być artystą nie ma znaczenia co robisz i jak to robisz. Ważne byś w tym sposobie jaki sobie obierzesz dążył do perfekcji a Cameron zdecydowanie to robi i zdecydowanie jest artystą.
>> By być artystą nie ma znaczenia co robisz i jak to robisz. Ważne byś w tym sposobie jaki sobie obierzesz dążył do perfekcji <<
Niestety, nie jest to dobra definicja artyzmu. Doskonałość techniczna czy, jak to się fachowo nazywa, warsztatowa najczęściej jest niejako "produktem ubocznym" u wielkich artystów (u wielu świetnych czasami szwankowała: np. Boznańska nie potrafiła dobrze zabezpieczyć farby przed obłażeniem, podobnie Klee). Natomiast to, CO się robi i JAK ma znaczenie kluczowe!
Wszyscy wymienieni przez Ciebie byli wielkimi artystami, ponieważ wnieśli do sztuki coś nowego, świeżego, odkrywczego i mądrego.
Picasso był bezsprzecznie największym artystą XX w. ale kilku jego dzieł po prostu nie lubię, z niewiadomych mi powodów. Nikt jeszcze nie wymyślił definicji artyzmu - i całe szczęście...
Dla każdego sztuką może być coś innego bo jak sam napisałeś "Nikt jeszcze nie wymyślił definicji artyzmu". To że Ty widzisz w czymś tylko rzemieślniczą robotę nie oznacza że to coś nie może być sztuką. Każdy postrzega świat inaczej i zauważa w pewnych dziełach coś na co nie zwrócili uwagi inni. Dla Ciebie "Titanic" to tylko świetnie zrealizowany film bez większych artystycznych bodźców ale już dla kogoś innego wcale nie musi tak być więc nie przesądzaj że Cameron to tylko rzemieślnik.
"CO się robi i JAK ma znaczenie kluczowe!" Nie zgodzę się. Jak już napisałem każdy ma inny gust i gdzie indziej dostrzega piękno. Zdanie które napisałeś wydaje się być zatem zaprzeczeniem pojęcia artyzmu(które jak ustaliliśmy nie istnieje)
To, że czegoś nie umiemy zdefiniować, nie stanowi o nieistnieniu. WHO dotąd nie ustaliła definicji zdrowia, ale każdy wie, że ten stan istnieje.
Natomiast taki relatywizm w nadawaniu czemuś rangi artyzmu, jaki proponujesz, jest nie do przyjęcia - jarmarczny bohomaz NIE JEST dziełem sztuki - i basta!
"Bynajmniej" - znaczenia:
partykuła
(1.1) wzmacnia przeczenie: wcale, w najmniejszym stopniu, w żadnym razie
wykrzyknik
(2.1) przecząca odpowiedź na pytanie: wcale nie, ani trochę, w ogóle, wręcz przeciwnie
Tyle Oskarów, a taka niska średnia? Też się dziwię! Nie mniej, ja uwielbiam ten film!
Niska ocena bo Polsat kompletnie zeszmacił ten film przez po pierwsze, podzielenie na dwie części (+45 minut reklam) i po drugie puszczanie go dwa, a nawet trzy razy w roku. To jest paranoja.
A niech sobie przypomną ten film ci, którzy oglądali ten film w 2000 roku przy pierwszej premierze! Ludzie oglądali go całymi rodzinami. Miałem 9 lat, ale film zrobił na mnie piorunujące wrażenie, pamiętam jak nie mogłem przestać myśleć o tym co się działo na ekranie przez kilka kolejnych dni. Reakcje osób z którymi oglądałem Titanica po raz pierwszy były jednoznaczne. Każdy miał pełne gacie, wiadro łez na podłodze i piosenkę Celine Dion w głowie ;)
Mnie też irytuje to jak często ten film jest puszczany w telewizji i staram się go unikać. To samo z filmem Skazani Na Shawshank. Są filmy, które można oglądać po kilka razy, a są i takie które tylko raz. Telewizja niestety rządzi się swoimi prawami, a podejrzewam że licencja na Titanica do najtańszych nie należy i dlatego ten film jest tak często pokazywany.
PS. Mogę się założyć, że jeśli któraś telewizja puściła by Godfathera, albo Shawshank trzy razy w roku to w tym samym czasie średnia spadłaby do poziomu 7.5
Rozumiem, co masz na myśli i zgadzam się z Tobą. Niestety, Titanic się przejadł, w sumie oglądałam go jakieś 15 razy w życiu... Pamiętam, że gdy byłam małą dziewczynką, strasznie płakałam podczas zatonięcia Titanica, to wszystko było takie widowiskowe i zarazem przerażające dla mnie . Teraz, gdybym zobaczyła Titanica to by mnie tak nie jarał, co jest normalne. Dzielenie przez Polsat tego filmu na części jest wg mnie głupie, samo puszczanie go raz do roku jest bardzo głupie, ale i tak nie zasłużył na średnią 7,5, czyli ocenę dobrą. Do tej pory mam słabość do tego filmu przez wspomnienia z dzieciństwa, pamiętam, że w przedszkolu dzieciaki wymieniały się karteczkami ze skoroszytu z wizerunkiem Jacka i Rose, czyli genialnego Leo i pięknej Kate. Wszyscy się biliśmy o to, by mieć jak najwięcej karteczek z Titanica, to był prawdziwy boom na ten film, dlatego zawsze będzie moim ulubionym.
Widzisz, są ludzie i ludzie. Zgadzam się co do reklam i podzielenia filmu (kompletna porażka), natomiast fakt puszczania go co roku kompletnie mi nie przeszkadza, ja go oglądam ;) I za każdym razem się mocno wczuwam, dla mnie on jest nr. 1. Wiadomo, że nie ma prawa wywoływać u mnie takich odczuć jak kiedyś, bo teraz znam go na pamięć ;) , ale mimo wszystko z chęcią oglądam.
Zgadzam się z Tobą; to najcudowniejszy film, jaki widziałam. Z pewnością zasługuje na TOP100, a świadczy o tym chociażby liczba otrzymanych Oscarów.
O ile mi wiadomo to "Titanic" był kiedyś w TOP100, ale pojawienie się "Avatara" sprawiło, że film zaczął spadać...
Najbardziej prawdopodobna przyczyna? - Hejterzy "Avatara" (co za tym idzie, również innych filmów Camerona).
Masz zdecydowaną rację. Film jest wprost piękny i głęboki, jego rozmach zapiera dech w piersiach, a gra aktorska (DiCaprio i Cate Winselt :D) stoi na najwyższym poziomie.