Świetny film, na szczególną uwagę zasługuje doskonale i szczegółowo ukazany ówczesny liniowiec pasażerski. Sama scena katastrofy - majstersztyk - szokuje, zachwyca i wzrusza. Moim zdaniem film ma dwa minusy: Leo, który miał za zadanie przyciągnąć do kin niezrównoważone psychicznie nastolatki zachwycające się jego "urodą" (ciekawe, że miał takie samo uczesanie jak Eddie Furlong w T2 - też Camerona zresztą) oraz denerwująca ckliwa muzyka tej nudziary Dion. Ciekawostka: melodia, którą orkiestra gra jako ostatnią do złudzenia przypomina pewną polską pieśń religijną - słyszałem ją na mszach na długo przed premierą Titanica w 1997r.
przeciez pieśni kościelnych nowych noie komponowali w 1997. Orkiestra miała grac radosne utwory ale na koniec gra te pieśń religijną, znana przecież na całym świecie. A propos filmu świetny