Czy ktoś z Was zastanawiał się jak by się potoczyło zycie Rose i Jacka, gdyby ten ostatni przeżył?
no ale trzeba zwazyc na fakt, że Jack był no prawdę mówiąc biedakiem, a Rose też nie miała zadnego fachu...a z czegos musieli zyc...
Jasne, miliony razy :) Gdzieś kołacze mi się po głowie dialog, kiedy (zanim Jack nauczył Rose pluć) snuli plany o (nie pamiętam dokładnie) wyjeździe nad jakieś molo, picie taniego piwa czy wina, jeżdżenie konno (okrakiem! :)), potem wizyta na karuzeli aż do zwymiotowania... Myślę, że byliby fajną parą, widać po nich tę chemię, pasję, szaleństwo, na pewno by się nie nudzili ze sobą, mieliby ciekawe życie. Jack pewnie by zarabiał malując, albo chwytając się różnych zajęć, Rose też dałaby sobie jakoś radę, myślę, że Jack musiałby ją na początku uczyć skromnego życia, bez służby, kamerdynerów, ale z tym nie byłoby większego problemu. A potem to już piękny, zapewne skromny, kameralny ślub, dzieci... Miałabym nadzieję, że ta miłość nie wypaliłaby się z czasem, nie zgasła albo nie zamieniła się w przywiązanie, tylko paliła się równym płomieniem aż do końca, kiedy to umarliby, może razem jako staruszkowie leżąc w łóżku... :) Ot, taka moja dywagacja.
ktoś pisał że oni wzięli ślub na statku ale ta scena została z filmu wycięta , nie wiem czy to prawda :)
Może tak być, na koniec przecież jest scena, w której proszą ją o podanie nazwiska. Przedstawia się wtedy jako Rose Dawson.
Rose zapewne sprzedałaby naszyjnik, który znalazła w płaszczu, założyłaby konto w banku i oboje żyliby do starości z bankowych odsetek. :D